24.6.13

F.O.C.H. poranny

Na zły humor M. natknąć się w poniedziałkowy poranek - poczucie winy posiadać przez długie godziny - twierdzi wróżka Benita... Benita musi być niezwykle przenikliwą kobietą, skoro jest w stanie tak bezbłędnie ocenić sytuację, do której dochodzi od czasu do czasu w porannej łazience... I w zasadzie ten poniedziałek, to taki bardziej symbol, niż poniedziałek rzeczywisty, aczkolwiek rzeczywiście - napotkać zachmurzonego M. właśnie w cudowny słoneczny poniedziałkowy poranek, to duuuuuuża rzecz. Duży dół, innymi słowy. Murowany. Na dzień cały. Aż M. przejdzie... M. - chmura gradowa. M. - milczący. M. - chmurny. M. - wrzeszczący. M. - wściekły z byle powodu. M. schodzący na zawał, kiedy za szybko włączy się wycieraczki i kropla wody spadnie na jego białą koszulę. M. mamroczący pod nosem niewybredne słowa pod adresem sprawczyni mokrych plam na tapicerce nowego auta. M... M... M.... W swoich wróżbach Benita nie skupia się na kobiecie M. Mówi dużo i dobitnie o M. Kobiety M. jakoś w tej opowieści nie ma. Może dla tego, że jest pytana wyłącznie o M.? Że to jego humor w przepowiedni jest najważniejszy? Że ta pełna koncentracja obydwu umysłów (i pytającej i odpowiadającej) poświęcona jest wyłącznie stanowi ducha i umysłu Wielkiego Nieobecnego? Dlaczego? Długo się nad tym zastanawiałam... tymczasem odpowiedź jest chyba banalnie prosta! Przecież, jeśli M. jest szczęśliwy, szczęśliwe są wszystkie...

22.6.13

Żulerka

Dzielnicowa żulerka ławkowa, powinnam zasadniczo napisać. To ja! Spędziłam dziś część wieczoru siedząc na ławce pod naszym klonem, czytając świeżo kupiony mojej 14-leniej córce kryminał i popijając ukradkiem z butelki zimne czerwone lamrusco. Czyli zasadniczo żulerka, ale taka bardziej importowana. I nie czuję się w ogóle winna, bo tak naprawdę to zostałam do tego zmuszona! Bo pozostawiona sama sobie przez cudowne okolicznosci przyrody, nie wiedząc jak uczcić dany mi zupełnie wolny, okrutnie upalny i cudownie samotny piątek, doszłam do wniosku że najlepiej zrobić to, co niemoralne, aspołeczne i niewarte naśladowania. Zasadniczo nie było tego dużo - poranna gazeta do kanapki i kawy, kosmetyczka, nowa bielizna, podejście do butów, zupa rybna z Marianem w porze lunchu, poobiednia drzemka, znów podejście do butów, pudrowo różowy sweterek, 2KC dla Mariana na jutrzejszy poimprezowy zgon, wędzone brzuszki z łososia wyjadane palcami z papieru, w który były zawinięte, nowy podkład do twarzy, rajstopy w sprayu, kryminał okraszony winem musującym na ławce przed domem, truskawki wykradzione sobie samej z dzisiejszej puli dżemowej umoczone w płynnej nutelli. Zasadniczo czuję się amoralna, aspołeczna i grzeszna. Zasadniczo czuję potępienie wszystkich dookoła. Zasadniczo... tak mi dobrze z ta moją samotnością, że to dopiero jest niemoralne, jak bardzo mi z tym dobrze! Cudownie! Wspaniale! Niemoralnie dobrze! Późno już, pójdę wiec dowieść swojej krańcowej amoralnosci i poleżę trochę w bąbelkach :)

18.6.13

Marian

Kim jest Marian? Marian to normalny, przeciętny facet. Pełnokrwisty. Rasowy. Młody. Ambitny. Zaradny. Czysty. Pracowity. Z niezwykłym poczuciem odpowiedzialności. Gładki. Śliczny. Niezwykły. Pachnący. No ciacho po prostu :). Usta Marian ma cudowne. Miękkie, przeważnie lekko wilgotne, stworzone do całowania i podgryzania. Ale nei zawsze Marian chce być całowany. W zasadzie, to reglamentuje swoją całuśność do chwil, kiedy ona sam ma na to ochotę... Bo Marian, mimo zwodliwej powierzchownosci, to czterystuprocentowy Marsjanin. Marian potrafi dać w kość tak bardzo, że czasami zastanawiam się, czy nie rzucić wszystkiego w cholerę... Ale te jego usta... szkoda mi, piękne są i takie miękkie...