Przejdź do głównej zawartości

Żulerka

Dzielnicowa żulerka ławkowa, powinnam zasadniczo napisać. To ja! Spędziłam dziś część wieczoru siedząc na ławce pod naszym klonem, czytając świeżo kupiony mojej 14-leniej córce kryminał i popijając ukradkiem z butelki zimne czerwone lamrusco. Czyli zasadniczo żulerka, ale taka bardziej importowana. I nie czuję się w ogóle winna, bo tak naprawdę to zostałam do tego zmuszona! Bo pozostawiona sama sobie przez cudowne okolicznosci przyrody, nie wiedząc jak uczcić dany mi zupełnie wolny, okrutnie upalny i cudownie samotny piątek, doszłam do wniosku że najlepiej zrobić to, co niemoralne, aspołeczne i niewarte naśladowania. Zasadniczo nie było tego dużo - poranna gazeta do kanapki i kawy, kosmetyczka, nowa bielizna, podejście do butów, zupa rybna z Marianem w porze lunchu, poobiednia drzemka, znów podejście do butów, pudrowo różowy sweterek, 2KC dla Mariana na jutrzejszy poimprezowy zgon, wędzone brzuszki z łososia wyjadane palcami z papieru, w który były zawinięte, nowy podkład do twarzy, rajstopy w sprayu, kryminał okraszony winem musującym na ławce przed domem, truskawki wykradzione sobie samej z dzisiejszej puli dżemowej umoczone w płynnej nutelli. Zasadniczo czuję się amoralna, aspołeczna i grzeszna. Zasadniczo czuję potępienie wszystkich dookoła. Zasadniczo... tak mi dobrze z ta moją samotnością, że to dopiero jest niemoralne, jak bardzo mi z tym dobrze! Cudownie! Wspaniale! Niemoralnie dobrze! Późno już, pójdę wiec dowieść swojej krańcowej amoralnosci i poleżę trochę w bąbelkach :)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

daj cierpliwość/siłę/mądrość

by pogodzić się z tym, czego zmienić nie jestem w stanie/by zmienić to, co zmienić mogę/by odróżnić jedno od drugiego Jedno z drugim, to znany cytat Marka Aureliusza. Ostatnio tak się miotam, że o tym zapominam. A nie powinnam, bo spokój, to najważniejsza rzecz, jakiej teraz potrzebuje. Przechodzę po kolei to, co zostało postawione na mojej drodze. Często wypieram i kumuluję, dlatego granat wybucha z opóźnieniem i czyni ogromne spustoszenia. Jeszcze chwila, zanim nauczę się to wszystko przezywać jak normalny człowiek. Wydaje mi się, że znoszę wszystko z pokorą. Ale czasami... po prostu nie ogarniam.  Małe rzeczy urastają do rangi katastrofy światowej, rzeczy, które nie powinny być już moje i mnie dotyczyć - dotykają niejako 'same' w sposób bolesny, a przeszłość która należy wybaczyć i zapamiętać - nie pozwala się zamknąć i wyważyć. Nie spodziewałam się, że rekonwalescencja będzie aż tak ciężka. A jest cholernie. Cholernie ciężka. Od czwartku zaczynam intensywną tera

Bohater rodzinny. M., to TY!

Przeglądam, co kiedyś znalazłam w sieci... Niesamowite, że nie tkwiłam w tym jako pierwsza! I skoro ktoś tak dokładnie to opisał, to znaczy, że M. nie był pierwszym, którego to dotknęło. A ja i nasze dzieci nie były pierwszymi, które za to oberwały... Ja się leczę, bo mam tego dosć i chcę być zdrowa. M.? Pędzi dalej przed siebie próbując się sprawdzić i udowodnić, że jednak ogarnął. Pytanie, kiedy znów się wysypie?     Bohater rodzinny Bohater rodziny jest skrajnie odpowiedzialny, obowiązkowy . Zajmuje się wszystkim, co tylko zdoła opanować . Może prać, sprzątać, robić zakupy, zajmować się młodszym rodzeństwem (ten typ DDA to najczęściej najstarsze dziecko w rodzinie). Będzie próbował nie dopuszczać do tego, aby rodzic, który jest alkoholikiem, pił, a przy okazji będzie opiekować się tym drugim rodzicem. Dbać o to, by nie był smutny, przygnębiony. Bohater stara się bronić rodzeństwo oraz niepijącego rodzica przed tym pijącym, zarówno w zakresie przemocy werbalnej,

....don't wanna miss a thing!

Rok. W zasadzie ponad rok od kiedy pierwszy raz, świadomie, nieświadoma jednak jeszcze po co to robię, napisałam tu cokolwiek... Po roku jestem... szokująco daleko, nieprawdopodobnie gdzie indziej, niezwykle inna. Trudno opisać tę drogę, która wciąż trwa. Trudno opisać ją słowami, bo to nie droga, a rollercoaster. Momentami to krew buchająca z przeciętych ostrym nożem trzewi, coraz częściej to łagodny i mieniący się cudownymi odcieniami złota, bezkresny ocean... Jakkolwiek trudno na razie oceniać to wszystko, jedno jest pewne - to najważniejsze i największe doswiadczenie mojego życia, największa przygoda, najcudowaniejszy dar, jaki mogłam kiedykolwiek od kogokolwiek dostać.  To cud. Dar, który mogłam dostać tylko od bezinteresownie kochającej mnie Istosty, czystego Dobra, Zródła Miłości, jakkolwiek ktokolwiek by Go nie nazwał. Akceptuję każde imię i każda nazwę, która odda Dobro, Piękno i Niezwykłą Energię tego Żródła Wszystkiego...   Ta piosenka za mną chodzi. Czasem cichac