13.8.14

Bohater rodzinny. M., to TY!

Przeglądam, co kiedyś znalazłam w sieci... Niesamowite, że nie tkwiłam w tym jako pierwsza!

I skoro ktoś tak dokładnie to opisał, to znaczy, że M. nie był pierwszym, którego to dotknęło. A ja i nasze dzieci nie były pierwszymi, które za to oberwały...

Ja się leczę, bo mam tego dosć i chcę być zdrowa. M.? Pędzi dalej przed siebie próbując się sprawdzić i udowodnić, że jednak ogarnął. Pytanie, kiedy znów się wysypie?
 
 
Bohater rodzinny
Bohater rodziny jest skrajnie odpowiedzialny, obowiązkowy. Zajmuje się wszystkim, co tylko zdoła opanować. Może prać, sprzątać, robić zakupy, zajmować się młodszym rodzeństwem (ten typ DDA to najczęściej najstarsze dziecko w rodzinie). Będzie próbował nie dopuszczać do tego, aby rodzic, który jest alkoholikiem, pił, a przy okazji będzie opiekować się tym drugim rodzicem. Dbać o to, by nie był smutny, przygnębiony.
Bohater stara się bronić rodzeństwo oraz niepijącego rodzica przed tym pijącym, zarówno w zakresie przemocy werbalnej, jak i przemocy fizycznej. Bohaterowi towarzyszy nieustanne napięcie i lęk, czy zdoła ogarnąć całą rodzinę. Jest zazwyczaj przerażony, że nie sprosta wszystkiemu. To dzieci, które dobrze się uczą, nie sprawiają żadnych kłopotów wychowawczych. Często są bardzo uzdolnione, dążą do perfekcjonizmu. Dbają o szczegóły, są niesamowicie ambitne. Chcą, aby rodzice byli z nich dumni. I są. "Skoro mam takie dziecko, znaczy, że nie jestem złym rodzicem".
Bohater dba w ten sposób o samopoczucie rodzica, który je krzywdzi. W dorosłym życiu bardzo często bohater odnosi sukcesy zawodowe. Gorzej radzi sobie z bliskimi relacjami. Ma problem z myśleniem o własnych potrzebach, z odczuwaniem ich, nazywaniem. Potrafi koncentrować się na innych, pomagać im, nie myśląc o sobie. Poczucie odpowiedzialności towarzyszy mu nadal. Będzie chorobliwie, nawet już z oddalenia, dbać o swoją rodzinę.
Bohaterowie rodziny mają tendencję do brania na swoje barki równie dużej ilości obowiązków, co w dzieciństwie, są do tego przyzwyczajeni. Podejmują kolejne zawodowe wyzwania po to, aby zapełnić swój czas oraz myśli. Zazwyczaj taki nadmiar obowiązków kończy się frustracją i poczuciem nieradzenia sobie. Ale robią to, bo potrzebują ciągle się sprawdzać. Dzieje się to oczywiście na poziomie nieświadomym. "Nie udało mi się uratować rodziny, ogarnę chociaż… całą resztę".
Bohater mimo sukcesów nie jest zdolny odczuć satysfakcji, bo ciągle uważa, że cel priorytetowy nie został osiągnięty. Nie akceptuje nieudaczników. Trzeba być twardym, zahartowanym, nie wolno liczyć na czyjąś pomoc i prosić o nią. Jest bardzo wymagający.
 
 

Na nowo...

Przygotowuję dziś materiały. Ważne. Będą mi służyć... W sądzie... Zabieram sied o tego jak pies do jeża... czuję przeogromne wewnętrzne fuj... wynajduję tysiące powodów, zeby sie za to nie zabrać... Okropne.

Przegladam wiec i czytam na nowo wszystko, co zostało napisane i wysłane. Co napisane i zapisane, i niewysłane. Też.

Wyświetlają mi się znów już trochę wyblakłe obrazy, czytam porzucone gdzieś na boku słowa... widzę, ile wysiłku wkładałam w to, żeby pokazać jak bardzo bardzo baaaaaaardzo mi zależy. Jak bardzo chcę, pragnę, jak wiele mogę jeszcze oddać, żeby zapomnieć o sobie i sprawić, żeby to, co nazywałam bajką, trwało nadal...
 
Człowiek, to jednak niezwykłe, nieodgadnione zwierzę. Dopóki tkwi w zaklętym kręgu, zapieprza przed siebie z zamkniętymi oczami, głuchy i ślepy na otaczajace go znaki. Jest jak taki wyrośnięty, umięśniony chomik, którego głównym celem jest sprostanie wymaganiom kołowrotka. Ale potem.... potem czasami robi się wesoło.
 
U mnie dobrze. Chyba z kulawego chomika powoli zmieniam się w... hmm... Feniksa?

6.8.14

 


A. napisała dziś na swoim blogu (to zdjęcie to jedno z jej zdjęć): A ja? Wokół mnie, jak pierze z rozdartej poduszki wiruje tysiące możliwości. Chciałoby się znaleźć te najlepsze. Pióra osiadają na rzęsach, opadają na włosy, łaskoczą w nos. Chcesz je strącić, złapać, ale ruch ręki sprawia, że znów zaczynają swój taniec. Zakichane życiowe wybory, powiadam Wam, zakichane...
 
Kierowana odruchem, w przypływie emocji odpisałam: Zakichane. Taaaak.... Rok temu (za jakieś dwa tygodnie minie rok) stałam pod Twoim domem z mężczyzną mego życia. W zasadzie ja stałam, bo szukałam tych Waszych zielonych okiennic, a on siedział z całą rodziną i naszymi znajomymi w knajpce za rogiem. Byłam szczęśliwa, oddychałam pełną piersią, patrzyłam na zielone okiennice i wzdychałam do swojego cudownego życia. Trzy miesiące później mężczyzna powiedział mi, że juz wtedy nie chciał, a ja po prostu tego nie zauważyłam. Odszedł do innej. Żeby było śmieszniej - jest z nią teraz w tym samym rejonie świata. Gorąca, piękna, zjawiskowa Toskania. Ze zdjęć pokazowo wrzucanych przez nią prawie codziennie na FB wynika, że jest bosko, cudownie, wspaniale, romantycznie, bajkowo.... Czasami patrzenia na to nie da się uniknąć, stąd wiem... Pracujemy wszyscy razem, wiec wszyscy wiedzą i czasami również uprzejmie donoszą...
A ja... wracam do Włoch za dwa tygodnie ;))) Nie stanę już pod domem, bo będę z moimi trzema córkami trochę za daleko. Ale... wracam... podnoszę się, staram się. Niczego nie żałuję. Co więcej - twierdzę, ze ten przewrót w moim życiu był najcudowniejszą rzeczą, którą mogłam dostać od Boga. Zobaczyłam wtedy siebie odartą ze wszystkiego, jakbym stała naga na środku zalanego zimnym księżycowym światłem placu i patrzyła jak przenikający blask łysego odsłania we mnie wszelkie ukryte i zakopane wcześniej zwierzęta. I...nie spodobało mi się to! Do teraz dziękuję za to, co dostałam w listopadzie. Zostało poniekąd wybrane za mnie, ale... gdyby mi samej przyszło wybierać.... pewnie nie zdobyłabym się na taką rewolucję. A więc... wciągnij Kochana powietrze w płuca. Warto!
Krok. I skok. Woda może być głęboka. Ale będzie dobrze.
 
Lepiej. Najlepiej, jak może być. Bo Bóg o nas nie zapomina. Delikatnie pcha nas do przodu czasami pozwalając na wybuch granatu, bo bez tego się po prostu nie da....
 
Nie da się, teraz już wiem...