Przejdź do głównej zawartości

Drogi do Wolności

Nosiłam się z zamiarem powrotu już od pewnego czasu. A ten post był cierpliwy. I cierpliwie na mnie czekał. Wisiał w draftach i dojrzewał. Tak jak ja. Wszystko (jak wszystko w moim życiu) MUSI dojrzeć.
Napisałam to pięć lat temu. Dziś przeczytałam, zedytowałam i puszczam w świat :)


1776 - niepodległe USA
1789 - niepodległa Francja
1918 - niepodległa Polska
2013 - niepodległa Zet 


Czytając to po pięciu latach doszłam do wniosku, że brakuje trzech ważnych dat (wtedy nie mogłam przecież o nich wiedzieć :)

2013 - POCZĄTEK mojej drogi do wolności
2013-2020 - pot, krew, łzy, amok, chaos i czarna dziura
2020 - pierwsze świadome wybory i kroki ku PRAWDZIWEJ wolności


we wszystkich patriotycznych szkolnych wierszach autorzy pisali o bohaterstwie, okupywaniu walki krwią i blizną, o kochaniu tego, co zdobyło się w krwawej walce... 

wydmuszki.... tak to wszystko brzmiało.... jak wydmuszki.....

wtedy.

teraz....
patrzę na wiele rzeczy zupełnie inaczej.  

Siedem lat. Mam za sobą siedem lat frontu - krwi, potu, łez, walki, odnoszenia obrażeń, ropienia wydawałoby się już zagojonych ran, ucieczki w amoku przed niewidzialnym wrogiem, bezsenności, budzenia się w nocy z krzykiem, ciągłego upadku, tkwienia w czarnej przerażającej nicości, braku nadziei. Nie sądziłam, że siedem lat rozpaczy, chaosu i nicości można zmieścić w jednym zdaniu. 
Pisze to siedząc rano przy oknie w moim nowym mieszkaniu. Pijąc kawę i patrząc na próbujące przebić się przez dość niskie i gęste chmury styczniowe słońce. Jeszcze godzinę temu padało, choć barometr uparcie pokazywał 'no rain'. i rzeczywiście - nie pomylił się. Jak zwykle. To ja powinnam była mieć więcej zaufania. (jak zwykle)!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

daj cierpliwość/siłę/mądrość

by pogodzić się z tym, czego zmienić nie jestem w stanie/by zmienić to, co zmienić mogę/by odróżnić jedno od drugiego Jedno z drugim, to znany cytat Marka Aureliusza. Ostatnio tak się miotam, że o tym zapominam. A nie powinnam, bo spokój, to najważniejsza rzecz, jakiej teraz potrzebuje. Przechodzę po kolei to, co zostało postawione na mojej drodze. Często wypieram i kumuluję, dlatego granat wybucha z opóźnieniem i czyni ogromne spustoszenia. Jeszcze chwila, zanim nauczę się to wszystko przezywać jak normalny człowiek. Wydaje mi się, że znoszę wszystko z pokorą. Ale czasami... po prostu nie ogarniam.  Małe rzeczy urastają do rangi katastrofy światowej, rzeczy, które nie powinny być już moje i mnie dotyczyć - dotykają niejako 'same' w sposób bolesny, a przeszłość która należy wybaczyć i zapamiętać - nie pozwala się zamknąć i wyważyć. Nie spodziewałam się, że rekonwalescencja będzie aż tak ciężka. A jest cholernie. Cholernie ciężka. Od czwartku zaczynam intensywną tera

Bohater rodzinny. M., to TY!

Przeglądam, co kiedyś znalazłam w sieci... Niesamowite, że nie tkwiłam w tym jako pierwsza! I skoro ktoś tak dokładnie to opisał, to znaczy, że M. nie był pierwszym, którego to dotknęło. A ja i nasze dzieci nie były pierwszymi, które za to oberwały... Ja się leczę, bo mam tego dosć i chcę być zdrowa. M.? Pędzi dalej przed siebie próbując się sprawdzić i udowodnić, że jednak ogarnął. Pytanie, kiedy znów się wysypie?     Bohater rodzinny Bohater rodziny jest skrajnie odpowiedzialny, obowiązkowy . Zajmuje się wszystkim, co tylko zdoła opanować . Może prać, sprzątać, robić zakupy, zajmować się młodszym rodzeństwem (ten typ DDA to najczęściej najstarsze dziecko w rodzinie). Będzie próbował nie dopuszczać do tego, aby rodzic, który jest alkoholikiem, pił, a przy okazji będzie opiekować się tym drugim rodzicem. Dbać o to, by nie był smutny, przygnębiony. Bohater stara się bronić rodzeństwo oraz niepijącego rodzica przed tym pijącym, zarówno w zakresie przemocy werbalnej,

....don't wanna miss a thing!

Rok. W zasadzie ponad rok od kiedy pierwszy raz, świadomie, nieświadoma jednak jeszcze po co to robię, napisałam tu cokolwiek... Po roku jestem... szokująco daleko, nieprawdopodobnie gdzie indziej, niezwykle inna. Trudno opisać tę drogę, która wciąż trwa. Trudno opisać ją słowami, bo to nie droga, a rollercoaster. Momentami to krew buchająca z przeciętych ostrym nożem trzewi, coraz częściej to łagodny i mieniący się cudownymi odcieniami złota, bezkresny ocean... Jakkolwiek trudno na razie oceniać to wszystko, jedno jest pewne - to najważniejsze i największe doswiadczenie mojego życia, największa przygoda, najcudowaniejszy dar, jaki mogłam kiedykolwiek od kogokolwiek dostać.  To cud. Dar, który mogłam dostać tylko od bezinteresownie kochającej mnie Istosty, czystego Dobra, Zródła Miłości, jakkolwiek ktokolwiek by Go nie nazwał. Akceptuję każde imię i każda nazwę, która odda Dobro, Piękno i Niezwykłą Energię tego Żródła Wszystkiego...   Ta piosenka za mną chodzi. Czasem cichac