Myślałam, że 'rzeczy pierwsze' już mam za sobą. Bo i pierwsza Wielkanoc, pierwsze wakacje, pierwsze urodziny, pierwsze Boże Narodzenie... I oddychałam z ulgą. Bo bolą tylko rany zadane po raz pierwszy.
Chyba jednak nie wszystko przewidziałam... Dzień Babci. Teoretycznie nie pierwszy, w praktyce - pierwszy swoją okrutną pierwszością.
Po raz pierwszy dwie babcie obok. Po raz pierwszy rozmawiające wyłącznie o 'swoich' wnuczkach. Jedna jest wspólna, więc był punkt zaczepienia. Pozostałe - okazały się obce, więc można było porozmawiać 'jak to szybko rosną'... Równie dobrze można by pogadać o starych Polakach czy może połowach dorsza tej zimy....
Pierwszość pierwszego Dnia Babci boli tym bardziej, że jakiś czas temu to TA babcia była podporą całego mojego życia. Trzymała mnie w pionie, dawała dobre rady, była takim nierealnym (jak się okazało i dosłownie i w przenośni) ucieleśnieniem cudownej siostry-przyjaciółki. Potem, w imię lojalności do tego, który nas wszystkich oszukał, urwała wszystkie kontakty.
Teraz pozostaje jej tylko narzekanie, że ma tak mało kontaktu z wnuczką, bo jej syn, a ojciec młodej zachłannie chce mieć ją dla siebie, jak już ją odbierze na weekend z przedszkola...
Ostatni rok, to poczucie, że nadal (we mnie) moje ciepłe uczucia pozostały. To prośba o spotkanie i pomoc, bo nie daję rady zostawiona sama na lodzie z trójką dzieci i długami. To kwiaty na Dzień Mamy i Ojca. To mail na pożegnanie. I marzenie, żeby nie pozostali kamienni, tylko zareagowali, bo tak bardzo ich kochałam... Nie zareagowali. Mają prawo, są dorośli.
Jedyny dysonans, to narzekanie, że tak mało... tak mało kontaktów... a przecież mogliby mieć ich tak wiele. Mimo, że mówię, że nie wykonam już żadnego gestu (bo nie wykonam), będę cierpliwie czekała. Może to naiwne i dziecinne.... może.
Tak sobie myślę, że kiedy raz pozna się wartość przyjaźni i miłości, to warto to pamiętać. Nawet, jeśli to był żart. Bo zasadniczo, ten żart pięć lat temu uratował mi życie. Zachowam więc to, mimo, że przeszłości już nie ma.
Komentarze