Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z luty, 2015

wybaczyć/zapomnieć

Wybaczyć, nie znaczy zapomnieć. Po prostu między wybaczeniem a zapomnieniem nie da się postawić znaku równości - pisze A. Nawet chyba nie powinno się tego robić - myślę czytając raz po raz jej sms-a. Przyznam, ze miałam z tym ogromy problem. Bardzo szybko zorientowałam się, że dla mnie samej, dla mojego zdrowia psychicznego, budowania wewnętrznej siły i poczucia własnej wartości, powinnam wybaczyć. Wtedy pojawiła się myśl - wybaczyć czyli co? Zapomnieć? Jak ja TO WSZYSTKO mogę zapomnieć? No jak? Przecież tego nie da się zapomnieć! Te wydarzenia będą we mnie cały czas, już do końca. Nie da się wymazać, skasować, wyciąć. Przyznam, że strasznie się z tym męczyłam. Bo przecież w przedszkolu, szkole, w domu nawet słyszałam zawsze, że wybaczyć to jakby zapomnieć... A ja nie chciałam, no bo jak? Po tak głębokiej ranie zawsze przecież zostanie znak. Jak dziara na skórze, jak blizna po operacji wyrostka,  jak ślad zębów po spotkaniu ze złym psem... Chodzę na terapię (Marian załat

Z życia gąsiennicy, czyli wyzwolenie

Kolejny zaskok... tak niedawno pisałam, że przepoczwarzanie się z gąsiennicy w motyla boli jak cholera... dziś szukałam czegoś dla małego chłopca (nie daje rady z zaakceptowaniem straty dziadka) i natknęłam się na  Amelkę i motyle . Tematy zasadniczo różne, aczkolwiek... chyba nie do końca... Każda gąsienica, gdy przyjdzie na nią czas, zatrzymuje się i zamiera całkowicie. Dla wszystkich pozostałych ona wydaje się umierać, ale tak naprawdę to ona właśnie wtedy się rodzi. W tym czasie w jej środku zachodzi wspaniała przemiana i tworzy się nowe życie. To jest moment, w którym powolna i żarłoczna larwa zmienia się w pięknego i wolnego motyla. I gdy jest on już w pełni utworzony wychodzi wreszcie na wolność i ulatuje. Pozostaje tylko przyczepiony gdzieś do liścia wysuszony, pusty kokon. A on dołącza wtedy do innych motyli, które urodziły się wcześniej – jego rodziców i dziadków. Oni tam na niego czekali i cieszą się, że wreszcie mogą się spotkać. Wszystkie gąsienice to czeka i nie je

Syndrom piąty. Brak umiaru!

Czytam to, co podsuwa mi Marian. Na przemian. Raz jedną książkę, raz drugą. Ufam mu ślepo, bo zawsze trafia w sedno. Nie zdarzyło się jeszcze, żeby dał mi do rąk coś, co nie odpowiadałoby konkretnej chwili mojego życia, albo było dla mnie zbyt trudne i niezrozumiałe w danym momencie. Dziś też... najpierw o spadaniu i doświadczaniu. I o tym, że to nie kara, ale wychowywanie mnie do bycia dorosłą na Jego sposób. A ponieważ zrozumiałam już jakiś czas temu, że tylko tego chcę, staram się akceptować i iść do przodu. Przed chwilą drugi fragment z kompletnie innego bieguna. Od czasu do czasu czytam o DDA. Od czasu do czasu, bo nie zawsze mam na to siłę. Robię przerwy, bo...boli. Te kwestie są tak trudne i tak bezpośrednio i dokładnie opisujące to, co się ze mną działo przez te wszystkie lata i to, co tak boli przy każdym dotknięciu, że czasami nie mam po prostu siły czy może odwagi, żeby choćby się do nich zbliżyć. Dziś się udało. Toksyczne związki by Pia Mellody. Dziś o tru

Jak zostać motylem

Stałaś się fajna, jak przestałaś być porzuconą kobietą - powiedziała jednego dnia córka mojej znajomej do swojej matki. Genialne w swej prostocie, odkrywcze, błyskotliwie bezlitosne, do bólu prawdziwe. Każda z nas jest fajna. Szczególnie, kiedy przestaje być porzucona. Nie ma znaczenia, czy z kimś jest, czy nie, czy właśnie odeszła, czy została odejsznięta. Ale szczególnie w tym ostatnim przypadku, przejście od stanu porzuconości do fajności to coś, co we mnie powoduje bunt i złość. Wydaje mi się, że nad sobą pracuję, ogarniam wszystko, walczę, wychodzę. A wciąż przychodzi czas, że upadam. Na duchu, ciele, rozumie, duszy. Złości mnie, że tęsknie, to przede wszystkim. Że upadam, to drugie. Że nie czuję się ani silna, ani zaradna, ani w żaden sposób uwolniona od smutku i cierpienia. Irytuje mnie moje wewnętrzne jęczenie, to że wciąż rozdzierająco boli mnie dusza i to, że czuję wciąż wydarte serce. Że się nie goi, że nie cichnie, że nie słabnie. Że mam żal, że nie rozumiem, że n

Za dużo...

Za dużo myślę i za dużo chcę napisać na raz. W głowie kłębią mi się tysiące myśli. Jest ich tak dużo, że zasadniczo nie wiem, która ma większy priorytet i pierwszeństwo do ucieczki. Najchętniej powiedziałabym wszystko, zostawiła na kartce albo na monitorze tak, żeby już do tego nie wracać. Nie da się, cholera. I mam żal. Zasadniczo największy do siebie. Że nie ogarniam. Że niczego się nie uczę. Że nie idę naprzód. Że pozwalam tym myślom kłębić się w mojej głowie i co chwila parzyć się bez umiaru wydając na świat młode. Za dużo tego. Atrakcji wciąż coraz więcej. Chociaż... patrząc na to wszystko od innej strony... osiągam sukces. Jakiś rodzaj sukcesu. Już nie boję się myśleć o tym, co mnie otacza. Nie zaklinam rzeczywistości - ze przykrycie czapką 'zniknie' to, co niefajne albo ciężkie. Patrząc na wszystko od tej strony, to rzeczywiście duże osiągniecie. Ale z drugiej... intensywność zdarzeń jest tak wielka, że trudno mi nawet opisać stan psychiczny i fizyczny, w jakim

A., tak bardzo mnie wukrzasz!

A., jesteś tak wkurzająca, że głowa mała! Nawet nie wiesz, jak mnie irytujesz, moja droga :) A. to moja znajoma, koleżanka, przyjaciółka, bratnia dusza. To tak w skrócie historia naszej znajomości ;) Ostatnio coraz częściej mnie irytuje, bo mnie dopinguje. Każe mi pisać, bo twierdzi, że to potrafię. I w dodatku - dobrze mi idzie!!! Dlatego, zamiast pisać, stwierdzam krótko - A. irytujesz mnie! I to bardzo! Zastanawiam się tylko, kiedy stracę do ciebie cierpliwość, Dear.... Naprawdę, wolałabym, żebyś pozwoliła mi nurzać się w moim nieszczęściu, użalać się nad sobą i czekać na litość innych. Irytujesz mnie swoim wiecznym optymizmem i wiarą we mnie. Do szału doprowadza mnie twój zachwyt nad tym, co piszę i nade mną jako człowiekiem. No bo przecież ja taka wcale nie jestem, A ty, droga A. jesteś po prostu ślepa (to najlżejsze z określeń, jakie przychodzi mi do głowy). No jesteś i tyle ;) Chciałabym to wszystko powiedzieć, ba - nawet wykrzyczeć niekiedy, ale... nie potrafię ;))