Przejdź do głównej zawartości

Jak zostać motylem

Stałaś się fajna, jak przestałaś być porzuconą kobietą - powiedziała jednego dnia córka mojej znajomej do swojej matki.

Genialne w swej prostocie, odkrywcze, błyskotliwie bezlitosne, do bólu prawdziwe. Każda z nas jest fajna. Szczególnie, kiedy przestaje być porzucona. Nie ma znaczenia, czy z kimś jest, czy nie, czy właśnie odeszła, czy została odejsznięta. Ale szczególnie w tym ostatnim przypadku, przejście od stanu porzuconości do fajności to coś, co we mnie powoduje bunt i złość. Wydaje mi się, że nad sobą pracuję, ogarniam wszystko, walczę, wychodzę. A wciąż przychodzi czas, że upadam. Na duchu, ciele, rozumie, duszy.

Złości mnie, że tęsknie, to przede wszystkim. Że upadam, to drugie. Że nie czuję się ani silna, ani zaradna, ani w żaden sposób uwolniona od smutku i cierpienia. Irytuje mnie moje wewnętrzne jęczenie, to że wciąż rozdzierająco boli mnie dusza i to, że czuję wciąż wydarte serce. Że się nie goi, że nie cichnie, że nie słabnie. Że mam żal, że nie rozumiem, że nie dowierzam, że rozpaczam.

Dużo tego.

Marzę o dniu, kiedy obudzę się i usłyszę... ciszę. Wewnętrzną ciszę.

I umiejętność cieszenia się bez ale. Dostałam ostatnio kolejny prezent - mogłam pojechać w góry, w cudowne miejsce, bajkowe. Stałam i zamiast zachwytu (słusznego zresztą!) usłyszałam budzący się we mnie żal. Żal, tęsknotę, ból. Pojawił się znów, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Im było fajniej, tym to wewnętrzne rozdarcie było coraz większe, tym wszystko głośniej we mnie krzyczało.

Jestem tym bardzo. Bardzo zmęczona. Chciałabym być fajna. Nie wychodzi mi. Ta moja słabość mnie przytłacza. Irytuje, Złości. Męczy. Wysysa ze mnie soki. Stopuje.

Może też jednak wycisza. Zmienia. Znika gdzieś błazen, który chciał wiecznie zadowolić i rozśmieszyć wszystkich. Zostaje tylko...jeszcze dokładnie nie wiem kto. Poznaję dopiero.

Jeśli przepoczwarzanie się z larwy w motyla tak boli, to chylę głowę przed legionami tych małych kolorowych stworzeń, które co roku pojawiają się wkoło. Co śmieszniejsze - nie ma nawet pewności, czy zamiast motyla nie pojawi się włochata ćma (których się brzydzę i boję!). Ale to pewnie działa w dwie strony - czy motyl czy ćma - boli... niewątpliwie. Ciekawe, czy dla nie nadeszła już faza rozcinania kokona i uwalniania się z niego, czy to na razie jeszcze faza zamykania się w nim i dojrzewania do wyjścia.

Boli jak cholera. Czasami mam wrażenie, że nie chcę już dalej, że marze, żeby zabrali mnie, jak jedwabnika i nie pozwoliwszy dojrzeć przerobili na kawałek lśniącej tkaniny... 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Poskromić nieposkromione

Pokora. Pochylona głowa. Nikt nie uprzedzał, że będzie aż tak ciężko... Najcięższe jest poskromienie swoich ambicji. Schowanie ich do kieszeni. Zapuszkowanie. Uległość. Pokora właśnie. Tak, to jest najcięższe... walczę z tym, pracuję, już-już wydaje mi się, że się udało i zaliczam kolejną cholerną glebę... Terapia trwa. Widzę jej rezultaty. Ale... dziś jest dzień, kiedy nie widzę nic. I w którym nie chcę słyszeć, ze dalej coś jest. Bo na teraz... nie ma nic. Jest ściana...

Praca domowa

Dobrze Pani idzie pisanie, napisze więc Pani pracę domową - mówi kobieta siedząca naprzeciwko mnie uśmiechając się do mnie. Od kilku tygodni spotykamy się średnio co dwa-trzy dni i rozmawiamy. O wszystkim i o niczym. Tak po prostu. Analizujemy. Myślimy. Uspokajamy. Odczarowujemy. Potrzeba mi tego, już dawno mi to było potrzebne, tylko nie znajdowałam na to czasu, bo miałam wrażenie że daję sobie ze wszystkim radę. Tymczasem nawastwiło i nałożyło się tyle, że jednak nie dałam rady.   Jest początek roku, czas podsumowań i równego układania rzeczy na półkach. Proszę bardzo. Mogę układać, tym bardziej, że przerobiłam to już chyba wcześniej we własnej głowie, teraz tylko systematyka i decyzja czy czerwone swetry idą do swetrów czy do koloru czerwonego a granatowe dżiny do ciemnych czy może do casual clothes....   Co było dla mnie najcenniejsze w minionym roku?   Paradoksalnie, mimo wszystko, to co się stało... i wszystko, co jest z tym związane. Sporo ...

Jak trwoga, czyli niezbadane są ścieżki....

  Z listu do R.   (..) Poza tym... nasze kryzysy zostały nam dane DLA NAS SAMYCH. To MY sami mamy się nauczyć tego, jak być SOBĄ SAMYMI. Innymi słowy jak sprawić, żebyśmy na powrót zawierali 100% cukru... w cukrze. Bo żyjąc szybko i chaotycznie straciliśmy znaczną jego część.   Już teraz wiem, że Bóg zesłał nam to wszystko, żebyśmy się zatrzymali, przejrzeli na oczy i WYCIĄGNĘLI WNIOSKI. A wniosków wyciąganie, to dla mnie proces. Przykład? No, wczoraj wydawało mi się, że wszystko już skumałam i już Marian może wracac do domu, 'Boże, jestem zrobiona z tematem, niech juz wraca, tylko szybko, bo tęsknię!'. A tymczasem to nie hipermarket całodobowy. Bo drugiego dnia w południe otwiera się nagle przede mną głęboka wiedza, głębsza i znacznie bardziej subtelna i uduchowiona, niż ta poprzednia....   O to właśnie chodzi... taka powieść szkatułkowa, jak 'Pamiętnik znaleziony w Saragossie'. Czytałeś? Ja nie skończyłam, bo na końcu zm...