Przejdź do głównej zawartości

wybaczyć/zapomnieć

Wybaczyć, nie znaczy zapomnieć. Po prostu między wybaczeniem a zapomnieniem nie da się postawić znaku równości - pisze A.

Nawet chyba nie powinno się tego robić - myślę czytając raz po raz jej sms-a. Przyznam, ze miałam z tym ogromy problem. Bardzo szybko zorientowałam się, że dla mnie samej, dla mojego zdrowia psychicznego, budowania wewnętrznej siły i poczucia własnej wartości, powinnam wybaczyć. Wtedy pojawiła się myśl - wybaczyć czyli co? Zapomnieć? Jak ja TO WSZYSTKO mogę zapomnieć? No jak? Przecież tego nie da się zapomnieć! Te wydarzenia będą we mnie cały czas, już do końca. Nie da się wymazać, skasować, wyciąć.

Przyznam, że strasznie się z tym męczyłam. Bo przecież w przedszkolu, szkole, w domu nawet słyszałam zawsze, że wybaczyć to jakby zapomnieć... A ja nie chciałam, no bo jak? Po tak głębokiej ranie zawsze przecież zostanie znak. Jak dziara na skórze, jak blizna po operacji wyrostka,  jak ślad zębów po spotkaniu ze złym psem...


Chodzę na terapię (Marian załatwił!). Właśnie tam dotarło do mnie, że jak blizna na ciele jest śladem po jakimś np. wypadku, tak po jakimś zamachu na duszę, też musi zostać ślad. A co najważniejsze - wybaczenie nie jest synonimem zapomnienia.


Odetchnęłam z ulgą! NA SZCZĘŚCIE! Bo ja nie chcę zapomnieć! Amnezja? Przecież to choroba! Pamięć jest mi potrzebna! I nie chcę jej tracić. Bo pozwala mi świadomie przeżywać moje 'życie po'. Daje mi prawo przechodzenia z jednego stanu skupienia w drugi w świadomy, przytomny i dojrzały sposób. Bo pozwala mi nie popełniać tych samych błędów, ale też świadczyć o tym, jak było.


Marian nauczył mnie też jeszcze czegoś bardzo ważnego. Że pamięć pozwala... nie żywić urazy. Kochać dalej. Szanować. Być cierpliwym. Mimo wszystko. Ale też... włożyć buty tego, kto zrobił dziarę i pomyśleć, że... niefajnie być na jego miejscu...


I pozwala na jeszcze cos ważnego. Ponieważ byłam sprawczynią wystarczającej ilości dziar (i o tym świetnie pamiętam!), już tak nie chcę.


Oddycham z ulgą na myśl, że dojście do tej pewności zajęło mi tylko 40 lat. Mogłam przecież się nigdy nie ocknąć.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kochałem ją

Kochałem ją. Anna Gavalda . Koleżanka właśnie przyniosła mi książkę. Już opis utwierdził mnie w przekonaniu, że chcę ja przeczytać. Może wtedy coś z tego zrozumiem... Pierre w młodości odtrącił miłość swojego życia - tak mu nakazywało poczucie obowiązku wobec żony i dzieci. Dziś, będąc już starszym mężczyzną, nie jest pewien słuszności swojego kroku. Cień Matyldy towarzyszy mu przez całe życie. Po 30 latach historia zatoczyła koło. Oto jego syn, Adrien, mąż Chloe i ojciec dwóch córek, odszedł do innej kobiety... Autorka nie zajmuje stanowiska wobec tych dwóch skrajnych postaw. Interesuje ją stan ducha osób porzuconych i porzucających. W obu przypadkach udręka psychiczna jest trudna do zniesienia. ( www.swiatksiazki.pl ) Tak, chcę ją przeczytać. Małe wydarzenie dnia wczorajszego tak bardzo zmąciło mój spokój, że mam wrażenie, że znów od nowa rozpoczęła się szaleńcza droga mojej duszy pod górę... a może w dół? trudno to określić. Bo boli. Teoretycznie w dół nie boli, a...

To jakaś popierdółka, nie Marian!

Korespondowałam dziś z El. El: (stojąc obok Mariana podczas jakiegoś Vielce Impertynencko (ważnego) Przydarzenia) : Właśnie przyglądam się M. Szukam w nim Mariana. Zet: O, i jak? Przystojny? El: Eeeeee...... Zet: No dawaj, dawaj.... Ładny, czy zombie, jak od 1,5 roku? Może nie podchodź, bo jak ugryzie staniesz się wampem... przepraszam - wampirem. Może po prostu pogratuluj mu bycia bohaterem tego bloga? To zawsze honor, nie? El: Eeeee. Jakiś taki.... nie dla ciebie. Może nie widzę wnętrza, ale nie :) Zet: Czemu nie? Pisz mi szybko, zbieram materiał do kolejnego rozdziału! El: No bo jeśli to Marian, to jego aktualna wersja nie wygląda na kogoś, kto da ci energię. Jak dla mnie - sprawia wrażenie człowieka-chorągiewki. Teraz pewnie wieje z innej strony.... Zet: Nie wieje, raczej... dmucha :)))) El: Piźdźi :))) Normalnie, nie wiem, co w nim widziałaś. Ku...a... zajął mi miejsce przy stoliku. Już go nie lubię.... po dłuższej chwili: El: Nie, zdecydowanie...

Nie mam ochoty. Dlaczego, mamo?

- Jak zadzwonisz do mnie, a tata nie odbierze,  to ciocia może odebrać i mnie zawołać. - Nie kochanie, ciocia na pewno nie odbierze mojego telefonu.  - Dlaczego Mamo? Znasz ciocię? - Znam. - Ona cię też zna? - Tak. - A skąd? - Pracowałyśmy razem. - Jak to? - No, pracowałyśmy razem. W pracy. - Byłyście koleżankami? - Tak, byłyśmy koleżankami. - Nie chcesz do niej dzwonić? - Nie. - Dlaczego? Trwam w ciszy. Nie chcę odpowiadać. - Dlaczego nie chcesz rozmawiać z ciocią? - młoda napiera, nieświadoma w ogóle tego, jak bardzo powstrzymuje się, żeby nie wybuchnąć i swoją odpowiedzią nie zrobić JEJ krzywdy. - Byłyście koleżankami. Już nie jesteście? - Nie, już nie. - Dlaczego? - Nie mam ochoty z nią rozmawiać. - Dlaczego?????? - te jej dlaczega są takie męczące! - Byłyście koleżankami, a już nie jesteście. Tata zamieszkał z nią, a nas zostawił. - Tak, tak właśnie było. Dlatego nie mam ochoty na rozmowę. Jestem w szoku, jak szybko złożyła puzzle w całość. - ...