Za dużo myślę i za dużo chcę napisać na raz. W głowie kłębią mi się tysiące myśli. Jest ich tak dużo, że zasadniczo nie wiem, która ma większy priorytet i pierwszeństwo do ucieczki. Najchętniej powiedziałabym wszystko, zostawiła na kartce albo na monitorze tak, żeby już do tego nie wracać. Nie da się, cholera.
I mam żal. Zasadniczo największy do siebie. Że nie ogarniam. Że niczego się nie uczę. Że nie idę naprzód. Że pozwalam tym myślom kłębić się w mojej głowie i co chwila parzyć się bez umiaru wydając na świat młode.
Za dużo tego. Atrakcji wciąż coraz więcej. Chociaż... patrząc na to wszystko od innej strony... osiągam sukces. Jakiś rodzaj sukcesu. Już nie boję się myśleć o tym, co mnie otacza. Nie zaklinam rzeczywistości - ze przykrycie czapką 'zniknie' to, co niefajne albo ciężkie. Patrząc na wszystko od tej strony, to rzeczywiście duże osiągniecie. Ale z drugiej... intensywność zdarzeń jest tak wielka, że trudno mi nawet opisać stan psychiczny i fizyczny, w jakim się teraz znajduję.
Komentarze