Przejdź do głównej zawartości

Wszystkie Mariany. To biedne. Chłopaki.

Jechałam wczoraj do pracy i nagle mnie olśniło. Te Mariany to strasznie biedne chłopaki. Tak biedne, że nawet nie chce mi się obmyślać zemsty, czy czegoś podobnego... Bo tak... niby tak fajnie... że świat zbawiają, że królami świata są.... ale...

Maczo-sraczo.

No bo jest tak. Młoda ma zapalenie płuc. Ostatnio widział ją dwa tygodnie temu. Siedzimy w domu, leczymy się. Nie chce jej widywać, bo dom parzy. Posiedzimy tu jeszcze chwilę. Więc zobaczy ją za następne dwa tygodnie. Podsumowując: cztery. Cztery długie tygodnie. Z jednej strony sądzę, że mimo deklaracji, mu jednak chwilowo na niej nie zależy. Z drugiej, czasami nawet kamień by zmiękł. Sraczo też na bank miewa gorsze dni.

Ja bym wymiękła już po tygodniu, ale ja to inna para kaloszy - jestem miękkim ogórkiem (nie jestem więc miarodajna). No ale nie zmienia to faktu, że bym wymiękła. Maczo to co innego... ale ile może? Dwa? Trzy? Cztery tygodnie? Może miesiące? Lata? Ok, może lata. Ale każdy ma swój kres. Z maczo robi się wtedy sraczo i trzeba spojrzeć sobie rano w lustrze w oczy.

Popatrzyłam wczoraj w to lustro jego oczami za kilka lat. Muszę przyznać, że to co zobaczyłam (a w zasadzie to, co poczułam) na chwilę mnie zabiło. Poczułam... głęboki smutek, niesmak, rodzaj odrazy nawet, zawód, samotność....? Zalała mnie jakby fala obrzydzenia samym (pisze samym, bo myślałam po męsku) sobą. I zrozumiałam, że nie muszę nic planować, złościć się, zastanawiać jak można przejść nad tym wszystkim do porządku...

Na razie to mały, obrzydliwie słodki robaczek, jak to mówią - taki brzydki, że aż ładny. Ale przecież, czas pracuje na moją korzyść (trudno mi znaleźć inne określenie, nie traktuję tego bowiem w żadnym wypadku jako rodzaju jakiejkolwiek korzyści). Robal systematycznie dokarmiany ma szansę się upaść i stać się wielki i obrzydliwie tłusty (taki do zrzygania na sam jego widok). I weź tu spróbuj takiego zabić! Ręką nie, bo za wielkie, nadepnąć też nie, bo albo buty będą do wyrzucenia, albo skończy się to ślizgiem po chodniku z ryjem w obrzydliwej robaczej mazi.

Zrobiło mi się go autentycznie żal, przyznam. Tysiąc strasznych, obrzydliwie koszmarnych uczuć w sekundę... Zawiedzionych nadziei, żalu że tyle uciekło, wyrzutów sumienia, smutku, że jest gdzieś ktoś, kto powinien, ale został tak mocno zraniony, że słowo 'tato' nie przechodzi mu przez gardło. Poczułam to wszystko. I nagle opadło ze mnie całe zdenerwowanie. Jutro rozprawa w sądzie. Ale chyba już się nie denerwuję. ZOBACZYŁAM, dlaczego mogę być spokojna...

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

daj cierpliwość/siłę/mądrość

by pogodzić się z tym, czego zmienić nie jestem w stanie/by zmienić to, co zmienić mogę/by odróżnić jedno od drugiego Jedno z drugim, to znany cytat Marka Aureliusza. Ostatnio tak się miotam, że o tym zapominam. A nie powinnam, bo spokój, to najważniejsza rzecz, jakiej teraz potrzebuje. Przechodzę po kolei to, co zostało postawione na mojej drodze. Często wypieram i kumuluję, dlatego granat wybucha z opóźnieniem i czyni ogromne spustoszenia. Jeszcze chwila, zanim nauczę się to wszystko przezywać jak normalny człowiek. Wydaje mi się, że znoszę wszystko z pokorą. Ale czasami... po prostu nie ogarniam.  Małe rzeczy urastają do rangi katastrofy światowej, rzeczy, które nie powinny być już moje i mnie dotyczyć - dotykają niejako 'same' w sposób bolesny, a przeszłość która należy wybaczyć i zapamiętać - nie pozwala się zamknąć i wyważyć. Nie spodziewałam się, że rekonwalescencja będzie aż tak ciężka. A jest cholernie. Cholernie ciężka. Od czwartku zaczynam intensywną tera

Bohater rodzinny. M., to TY!

Przeglądam, co kiedyś znalazłam w sieci... Niesamowite, że nie tkwiłam w tym jako pierwsza! I skoro ktoś tak dokładnie to opisał, to znaczy, że M. nie był pierwszym, którego to dotknęło. A ja i nasze dzieci nie były pierwszymi, które za to oberwały... Ja się leczę, bo mam tego dosć i chcę być zdrowa. M.? Pędzi dalej przed siebie próbując się sprawdzić i udowodnić, że jednak ogarnął. Pytanie, kiedy znów się wysypie?     Bohater rodzinny Bohater rodziny jest skrajnie odpowiedzialny, obowiązkowy . Zajmuje się wszystkim, co tylko zdoła opanować . Może prać, sprzątać, robić zakupy, zajmować się młodszym rodzeństwem (ten typ DDA to najczęściej najstarsze dziecko w rodzinie). Będzie próbował nie dopuszczać do tego, aby rodzic, który jest alkoholikiem, pił, a przy okazji będzie opiekować się tym drugim rodzicem. Dbać o to, by nie był smutny, przygnębiony. Bohater stara się bronić rodzeństwo oraz niepijącego rodzica przed tym pijącym, zarówno w zakresie przemocy werbalnej,

....don't wanna miss a thing!

Rok. W zasadzie ponad rok od kiedy pierwszy raz, świadomie, nieświadoma jednak jeszcze po co to robię, napisałam tu cokolwiek... Po roku jestem... szokująco daleko, nieprawdopodobnie gdzie indziej, niezwykle inna. Trudno opisać tę drogę, która wciąż trwa. Trudno opisać ją słowami, bo to nie droga, a rollercoaster. Momentami to krew buchająca z przeciętych ostrym nożem trzewi, coraz częściej to łagodny i mieniący się cudownymi odcieniami złota, bezkresny ocean... Jakkolwiek trudno na razie oceniać to wszystko, jedno jest pewne - to najważniejsze i największe doswiadczenie mojego życia, największa przygoda, najcudowaniejszy dar, jaki mogłam kiedykolwiek od kogokolwiek dostać.  To cud. Dar, który mogłam dostać tylko od bezinteresownie kochającej mnie Istosty, czystego Dobra, Zródła Miłości, jakkolwiek ktokolwiek by Go nie nazwał. Akceptuję każde imię i każda nazwę, która odda Dobro, Piękno i Niezwykłą Energię tego Żródła Wszystkiego...   Ta piosenka za mną chodzi. Czasem cichac