Przejdź do głównej zawartości

Dziennik z podróży. Dzień trzeci.

Kochany,

to już siedemdziesiaty trzeci dzień naszej wyprawy. Płyniemy wciąż przed siebie. Po wburzonych wodach Bałtyku i Morza Północnego, wyszliśmy na też spieniony, ale spokojniejszy już Atlantyk, żeby przecinając potem Zwrotnik Raka i Koziorożca (ten ostatni w dniu twoich urodzin) - dotrzeć wczoraj - do Przylądka Dobrej Nadziei. Pisze o tym dziś, bo podejście do niego zajęło nam chwilę, morze było niespokojne, walczyliśmy dłuższy czas, aż wreszcie sie udało! Przylądek Dobrej Nadziei zdobyty!

Muszę powiedzieć, że doświadczenie było niezwykłe. Walczyliśmy z żywiołem długo, w pewnym momencie miałam juz wrażenie, ze zwąpienie wzięło w nas górę, ale okazało sie to ułudą. Większa część załogi walczyła zajadle podtrzymując mnie na duchu. I wtedy, kiedy powoli opadalismy z sił, nastąpiło coś niezwykłego! W momencie podejścia, morze się uspokoiło i zaświeciło słońce. Nieprawdopodobne doznanie! Po ponad siedemdziesieciu dniach walki z burzą, nagle okazało się, że nadzieja Przylądka stała się nie tylko symboliczna, ale namacalna - słońce rozbłysło tuż nad naszymi głowami, żeby dodać nam otuchy i - niemal potwierdzić, że nasza podróż została zaplanowana dobrze, płyniemy w dobrym kierunku i powinniśmy kontynuować naszą wyprawę.

Wiem, do zakończenia tej naszej niezwykłej podróży dookoła świata jeszcze chwila. Wiem też jednak, że trzeba uzbroić się w cierpliwość i do wszystkiego podchodzić z pokorą i uległością. Mam też coraz silniejsze przekonanie, że doświadczenia tej podróży są nie tylko dla mnie czymś niezwykłym - ale mogę pisać tylko o sobie, bo wiem co czuję - zbieram te doświadczenia jak kolorowe koraliki, nawlekam na żyłkę i z dnia na dzień, z tygodnia na tydzień kompletuję w ten sposób niezwykłą pamiątkę na resztę życia. Kiedy już wrócę z tej podróży i kiedy ochłoniemy, będziemy wspominać te wydarzenia jako coś niezwykłego, budującego i dającego siłę na kolejne podróże.

Ciekawe... nie planowałam wcale tej wyprawy, wiesz że wypadła niespodziewanie i praktycznie nie miałam wyjścia. Ciężki początek z fatalną pogodą i niezwykłą walką o każdy dzień, każdą godznę, każdy oddech niemal postawił pod znakiem zapytania jej sens. Z dnia na dzień jednak, gdy umęczone wysiłkiem mięśnie przestawały boleć, ciało przyzwyczajało sie do koszmarnej pracy przez cała dobę, umysł natomiast zamienił się w najczulszy barometr - z powietrza będący w stanie wyłapać najmniejsze wahnięcia ciśnienia i zbliżajace się zmiany aury - zaczęłam widzieć sens tego, że zostałam pchnięta w tę podróż, na którą na początku nie miałam wcale ochoty. Ba - pytałam wszystkich - po co mi to wszystko, skoro mogłam nadal siedzieć w naszej ciepłej, przytulnej kuchni i zanurzać sie całkowicie w twoich oczach. NIKT nie był mi w stanie odpowiedzieć. Nawet ja sama nie znałam odpowiedzi na to pytanie. Muszę jednak powiedzieć, że walka z żywiołem powoduje, że przestajesz skupiać się na rzeczach drobnych i nieważnych. Miałam wrażenie, że z dnia na dzień wyostrza się mój 'wewnętrzny' wzrok (wiesz, że nosze okulary, tu się nic nie zmieniło) i zaczynam dostrzegać to, czego nie widziałam wcześniej... Dotarło do mnie, po co to wszystko.... Jakieś dwa tygodnie przed przyjściem Dobrej Nadziei rozmawiałam na nocnej wachcie z koleżanką. Wiesz, takie pitu-pitu o wszystkim i o niczym, byle przetrawać lodowatą noc. Rzuciłam, że wkurza mnie ta bezsensowna walka, w dodatku - wbrew mojej woli... tylko się uśmiechnęła i powiedziała - 'poczekaj'. Wczoraj - jak zobaczyłam to słońce wiedziałam, że o tym właśnie mówiła.

To oczywiscie irracjonalne uczucie, bo z jakiego niby powodu nadzieja? Przylądek Dorej Nadziei - tak, ale sama nadzieja? No jakoś tak, zrodziło się we mnie to przekonanie. Po prostu...

Co u nas, zapytasz? Płyniemy przed siebie. Właśnie znów wzeszło słońce, czyż do nie dobry znak? Czasami, jak przechodzimy bliżej cywilizacji, pojawia sie internet. Łapię na szybko strzępki wiadomości i rzeczy, które wpadają mi na ekran, póki sygnału starczy. Wczoraj, zupełnym przypadkiem, natknęłam się na super rzecz. Przez chwilę miałam wrażenie, że to ty do mnie pisałeś. No sam zobacz: http://haloziemia.pl/o-tym-czego-nauczyl-mnie-stworzon/

Mam nadzieję, ze jutro znów napiszę. Do usłyszenia.



Twoja, K.



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kochałem ją

Kochałem ją. Anna Gavalda . Koleżanka właśnie przyniosła mi książkę. Już opis utwierdził mnie w przekonaniu, że chcę ja przeczytać. Może wtedy coś z tego zrozumiem... Pierre w młodości odtrącił miłość swojego życia - tak mu nakazywało poczucie obowiązku wobec żony i dzieci. Dziś, będąc już starszym mężczyzną, nie jest pewien słuszności swojego kroku. Cień Matyldy towarzyszy mu przez całe życie. Po 30 latach historia zatoczyła koło. Oto jego syn, Adrien, mąż Chloe i ojciec dwóch córek, odszedł do innej kobiety... Autorka nie zajmuje stanowiska wobec tych dwóch skrajnych postaw. Interesuje ją stan ducha osób porzuconych i porzucających. W obu przypadkach udręka psychiczna jest trudna do zniesienia. ( www.swiatksiazki.pl ) Tak, chcę ją przeczytać. Małe wydarzenie dnia wczorajszego tak bardzo zmąciło mój spokój, że mam wrażenie, że znów od nowa rozpoczęła się szaleńcza droga mojej duszy pod górę... a może w dół? trudno to określić. Bo boli. Teoretycznie w dół nie boli, a...

To jakaś popierdółka, nie Marian!

Korespondowałam dziś z El. El: (stojąc obok Mariana podczas jakiegoś Vielce Impertynencko (ważnego) Przydarzenia) : Właśnie przyglądam się M. Szukam w nim Mariana. Zet: O, i jak? Przystojny? El: Eeeeee...... Zet: No dawaj, dawaj.... Ładny, czy zombie, jak od 1,5 roku? Może nie podchodź, bo jak ugryzie staniesz się wampem... przepraszam - wampirem. Może po prostu pogratuluj mu bycia bohaterem tego bloga? To zawsze honor, nie? El: Eeeee. Jakiś taki.... nie dla ciebie. Może nie widzę wnętrza, ale nie :) Zet: Czemu nie? Pisz mi szybko, zbieram materiał do kolejnego rozdziału! El: No bo jeśli to Marian, to jego aktualna wersja nie wygląda na kogoś, kto da ci energię. Jak dla mnie - sprawia wrażenie człowieka-chorągiewki. Teraz pewnie wieje z innej strony.... Zet: Nie wieje, raczej... dmucha :)))) El: Piźdźi :))) Normalnie, nie wiem, co w nim widziałaś. Ku...a... zajął mi miejsce przy stoliku. Już go nie lubię.... po dłuższej chwili: El: Nie, zdecydowanie...

Nie mam ochoty. Dlaczego, mamo?

- Jak zadzwonisz do mnie, a tata nie odbierze,  to ciocia może odebrać i mnie zawołać. - Nie kochanie, ciocia na pewno nie odbierze mojego telefonu.  - Dlaczego Mamo? Znasz ciocię? - Znam. - Ona cię też zna? - Tak. - A skąd? - Pracowałyśmy razem. - Jak to? - No, pracowałyśmy razem. W pracy. - Byłyście koleżankami? - Tak, byłyśmy koleżankami. - Nie chcesz do niej dzwonić? - Nie. - Dlaczego? Trwam w ciszy. Nie chcę odpowiadać. - Dlaczego nie chcesz rozmawiać z ciocią? - młoda napiera, nieświadoma w ogóle tego, jak bardzo powstrzymuje się, żeby nie wybuchnąć i swoją odpowiedzią nie zrobić JEJ krzywdy. - Byłyście koleżankami. Już nie jesteście? - Nie, już nie. - Dlaczego? - Nie mam ochoty z nią rozmawiać. - Dlaczego?????? - te jej dlaczega są takie męczące! - Byłyście koleżankami, a już nie jesteście. Tata zamieszkał z nią, a nas zostawił. - Tak, tak właśnie było. Dlatego nie mam ochoty na rozmowę. Jestem w szoku, jak szybko złożyła puzzle w całość. - ...