Przejdź do głównej zawartości

Love actually?!

Wcale nie chciałam tak tego nazwać. Ale... zostałam zmuszona. I nie potrafię o tym myśleć inaczej, niż w  ten własnie sposób... Może rzeczywiście coś w tym jest? Chociaż od początku to bardziej jak 'Lot nad kukułczym gniazdem', ale może ja się nie znam? W końcu nazwę nadał temu zdarzeniu człowiek, który na co dzień przywraca wariatów światu :) 
 
 
Grudniowy, chłodny, ciemny sylwestrowy poranek. Dzień po dość intensywnie nieprzyjemnych zdarzeniach, które spowodowały uzasadniony wybuch kobiety, dość spore poczucie winy mężczyzny i gigantyczny przepływ energii w obydwu kierunkach...  
 
Centrum miasta. Starego Miasta. Dookoła stare kamieniczki, kościół, kultowy budzący się do życia, pachnący jeszcze świętami i nadciągającym nieuchronnie sylwestrem kwartał straganów z warzywami, sodowe latarnie stylizowane na stare gazówki. Bez śniegu, ale ze szronem na szybach samochodów po pierwszym w tym roku poważniejszym przymrozku.
 
Krótko ostrzyżona szatynko-brunetko-blondynka zaczyna odszraniać szyby w swoim aucie. Na pierwszym piętrze w mieszkaniu na szafce w przedpokoju siedzi prawie ubrana do wyjścia ośmioletnia blondynka i czeka na pewnego mężczyznę. Musi on wejśc na górę, bo dziewczynka jedzie z kobietą - mamą - do swojej babci. Nie może wyjść, bo w pokoju obok śpi jej najmłodsza siostra, mężczyzna - tata śpiącej - przyjeżdża codziennie rano, żeby odprowadzić malucha do przedszkola.
 
Na dole tymczasem, zamiast iść na górę, mężczyzna na którego czeka ośmiolatka, wychodzi z klatki kamienicy,  podchodzi do auta i stojącej koło niego kobiety i zaczyna coś mówić. 'Musimy porozmawiać' - zaczyna stanowczo. Kobieta nie reaguje, otwiera bagażnik i wyciąga z niego skrobaczkę do szyb i płyn do odszraniania. Ze złością trzaska bagażnikiem. 'Musimy porozmawiać' - uparcie kontynuuje mężczyzna, przechodząc za kobietą na drugą stronę samochodu, na którą uciekła, żeby nie musieć na niego patrzyć i móc bez skupułów udawać że go nie słucha. 'Musimy...' - znów zaczyna on, acz bez specjalnego przekonania. Najwyraźniej wczorajsze wyrzuty sumienia wciąż są, chociaż z tonu jego głosu wynika, iż są nieco słabsze, niż kilka godzin wcześniej. 'Nic nie musimy' - rzuca ze złością kobieta. 'Nic już nie musimy' - zaciska wściekle usta i nerwowo pryska szyby płynem. 'Po tym, co mi wczoraj zrobiliście przestały nas łączyć jakiekolwiek tematy' - syczy, kipiąc w środu ze złości i rozpaczy, że to ona znalazła się w  takiej sytuacji i musi sobie z nią poradzić. Zabiera się do szyb. W tym czasie mężczyna podbiega do drzwi kierowcy, otwiera je gwałtownie, przekręca kluczyk w stacyjce, wyjmuje go i trzymając w ręce triumfalnie, i z mocą gracza posiadajacego nagłą przewagę oświadcza 'No to porozmawiamy!'. Kobieta tymczasem, działając jakby ją ktoś zaprogramował, szarpie za te same drzwi kierowcy, na oślep wrzuca do środka auta skrobaczkę i płyn do szyb, zatrzaskuje drzwi i szybkim ruchem otwiera tylne drzwi auta. Ma tam swoje graty. Łapie za płócienna torbę z nadrukowanymi na niej różowymi brokatowymi babeczkami, przewiesza ją przez ramię, potem chwyta duże plastikowe uszy swojej filcowej szarej torby, odwaraca się na pięcie i rzucając za siebie krótkie: 'Odwieź młodą do mojej mamy' - rusza gwałtownie przed siebie.

Za plecami słyszy prawie krzyk: 'Nie odwiozę jej! Wróć, bo zostanie sama w domu! Słyszysz? Nie mam zamiaru jej odwieźć!!!!!'. Nie reaguje, jeszcze bardziej przyspiesza.

Nagle słyszy za sobą pospieszne kroki. Mężczyzna przebiega obok niej i zagradza jej drogę własnym ciałem. Z jednej strony latarnia, z drugiej jego rozłożone ramiona, żeby nie mogła przecisnąć się między nim a witryną pobliskiego sklepu.

'Zostaw mnie!' - syczy ona ze złością. 'Zostaw! Nie życzę sobie, żebyś mnie dotykał!!!!' - podnosi głos starając się iść dalej. Mężczyna próbuje ją zatrzymać napierając na nią ciałem, ona tymczasem prze jak taran, byle się tylko nie zatrzymać i nie zacząć rozmowy. Mężczyzna próbuje, jednak jej udaje się przecisnąć i iść dalej. On zostaje z tyłu. Ponieważ stoi za nią, nie widzi tego, że ona zaciska zęby tak mocno, że byłoby chyba łatwiej w tym momencie rozewrzeć szczęki zblokowanego pitbulla, niż jej. Myśli: "idź, nie zatrzymuj się!'.
 
Nagle za plecami słyszy brzęk upadajacego pęku kluczy i jego histeryczne: 'Podnieś je! Natychmiast je podnieś! Podnieś, bo tu zostaną! Nie wezmę ich! Ktoś przyjdzie i je zabierze! KTOŚ ZABIERZE CI SAMOCHÓD!!!!' - drze się facet za jej plecami. Ona zaciska w pięści dłonie wbite w kieszenie i już prawie biegnie. 'Podnieś je!!!!' - słyszy jeszcze za plecami. Prawie płacząc, odruchowo, wyciąga z kieszeni prawą dłoń i podnosi ją nad głowę. Środkowy palec wystrzela z furią nad zaciśniętą pięścią. Jej 'nic mnie to nie obchodzi' ginie w odgłosie kroków mężczyzny, który podbiega do rzuconego pęku kluczy i pospiesznie zbiera go z ziemi....
 
Zanim kobieta dojdzie do najbliższego przystanku tramwajowego, ścigają ją jego sms-y. 'Młoda i samochód zostaną w domu. Kolejne dziecko zostawione, bo sobie nie radzisz z nerwami - super!' - to pierwszy. Po minucie: 'Ja jej nie zawioze!'. Już w tramwaju: 'Za 15 minut wychodzę z młodszą, starsza zostanie'. Mija kolejny kwadrans: 'Wychodzimy. Młoda przed TV - dopytuje się kiedy będziesz. Co ty robisz? Obudź się wreszcie i zacznij mysleć - okres żałoby skończony!'.
 
Na żaden z nich nie reaguje. Gdy wystartowała, pierwsze o czym odruchowo pomyślała, to właśnie młode. '8 lat, w pokoju obok śpi najstarsza 14-to letnia siostra, dadzą radę' - nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, z jaką prędkością wszystkie te myśli przelatywały przez jej mózg. 'Zresztą, jak dojadę, złapię któregoś kolegę, co pracuje w terenie i zabiorę się z powrotem' - postanowiła. 'Boże, co za dom wariatów, z kim ja się zadaję' - myśli po tym tym jak wysiadła z tramwaju i idzie w kierunku swojej pracy, powoli się uspokajając.    
 
Za godzinę: 'Nie wiem, czy dostałaś moje sms-y. Zadzwonię do twojej mamy i poproszę, żeby przyjechała do młodej'. Na tego też nie odpowiedziała... Oczywiscie, do mamy nie zadzwonił ;) Kiedy o tym myśli, uśmiech zniecierpliwienia wypełza na jej usta. 'Boże, o co tu chodzi' - rozważa w myślach jadąc spowrotem do domu. 'To jakiś dom wariatów!'.

'Prawda? Dom wariatów, nie uważa Pan?' - pyta cztery godziny później na spotkaniu za swoim terapeutą. 'Masakra jakaś, o co w tym wszystkim chodzi?????'.  'A czemu dom wariatów?' - pyta mężczyna z drugiej strony biurka. 'Komedia romantyczna, nie uważa Pani? Typowa komedia romantyczna. To jedyne, co przyschodzi mi do głowy po wysłuchaniu Pani opowieści. Opowieści rodem z domu wariatów jakoś tu nie widzę...'.

To miłe z jego strony... Uwielbiam komedie romantyczne. Z powodu tego, co powiedział, już inaczej nie potrafię o tym mysleć, choć wcale mi obecnie ani nie do końca radośnie, ani romantycznie...


 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Poskromić nieposkromione

Pokora. Pochylona głowa. Nikt nie uprzedzał, że będzie aż tak ciężko... Najcięższe jest poskromienie swoich ambicji. Schowanie ich do kieszeni. Zapuszkowanie. Uległość. Pokora właśnie. Tak, to jest najcięższe... walczę z tym, pracuję, już-już wydaje mi się, że się udało i zaliczam kolejną cholerną glebę... Terapia trwa. Widzę jej rezultaty. Ale... dziś jest dzień, kiedy nie widzę nic. I w którym nie chcę słyszeć, ze dalej coś jest. Bo na teraz... nie ma nic. Jest ściana...

Praca domowa

Dobrze Pani idzie pisanie, napisze więc Pani pracę domową - mówi kobieta siedząca naprzeciwko mnie uśmiechając się do mnie. Od kilku tygodni spotykamy się średnio co dwa-trzy dni i rozmawiamy. O wszystkim i o niczym. Tak po prostu. Analizujemy. Myślimy. Uspokajamy. Odczarowujemy. Potrzeba mi tego, już dawno mi to było potrzebne, tylko nie znajdowałam na to czasu, bo miałam wrażenie że daję sobie ze wszystkim radę. Tymczasem nawastwiło i nałożyło się tyle, że jednak nie dałam rady.   Jest początek roku, czas podsumowań i równego układania rzeczy na półkach. Proszę bardzo. Mogę układać, tym bardziej, że przerobiłam to już chyba wcześniej we własnej głowie, teraz tylko systematyka i decyzja czy czerwone swetry idą do swetrów czy do koloru czerwonego a granatowe dżiny do ciemnych czy może do casual clothes....   Co było dla mnie najcenniejsze w minionym roku?   Paradoksalnie, mimo wszystko, to co się stało... i wszystko, co jest z tym związane. Sporo ...

Jak trwoga, czyli niezbadane są ścieżki....

  Z listu do R.   (..) Poza tym... nasze kryzysy zostały nam dane DLA NAS SAMYCH. To MY sami mamy się nauczyć tego, jak być SOBĄ SAMYMI. Innymi słowy jak sprawić, żebyśmy na powrót zawierali 100% cukru... w cukrze. Bo żyjąc szybko i chaotycznie straciliśmy znaczną jego część.   Już teraz wiem, że Bóg zesłał nam to wszystko, żebyśmy się zatrzymali, przejrzeli na oczy i WYCIĄGNĘLI WNIOSKI. A wniosków wyciąganie, to dla mnie proces. Przykład? No, wczoraj wydawało mi się, że wszystko już skumałam i już Marian może wracac do domu, 'Boże, jestem zrobiona z tematem, niech juz wraca, tylko szybko, bo tęsknię!'. A tymczasem to nie hipermarket całodobowy. Bo drugiego dnia w południe otwiera się nagle przede mną głęboka wiedza, głębsza i znacznie bardziej subtelna i uduchowiona, niż ta poprzednia....   O to właśnie chodzi... taka powieść szkatułkowa, jak 'Pamiętnik znaleziony w Saragossie'. Czytałeś? Ja nie skończyłam, bo na końcu zm...