Przejdź do głównej zawartości

Dylematy

Mam wyłączyć myślenie, a cały czas myślę. Ci, którzy znają się na rzeczy mówą z przekonaniem: 'wyłączyć myślenie'! No ale przecież się nie da! Myśli się samo. I koniec. Nie ma jak wyłączyć.
 
A jak tak siedze i bez sensu gapię się w ścianę myśląc, zaczynam płynąć. Zaczynam wątpić, zaczynam szeptać: 'a może miał rację'? Może nie jesteśmy sobie potrzebni, może życie w pojedynkę jest lepsze, łatwiejsze i przyjemniejsze?
 
Może. Ale nie jest takie, jakie było wcześniej. Rzeczy nie są takie same, jesli ogląda się je w pojedynkę, nie cieszą tak jak cieszyłyby oglądane wspólnie przez pryzmat radości naszego dziecka. Wino stoi nieotwarte, bo nie smakuje tak, jak smakowało pite z dwóch kieliszków. Po prostu.
 
Od zawsze twierdziłam, że jestem zwierzęciem stadnym. Że muszę należeć do kogoś, żeby być szczęśliwą.
 
Dziś był cieżki dzień, być może właśnie z tego powodu. Codzienne stanie o poranku we własnej kuchni obok ogromnej bryły lodu mówiącej do ciebie zimnym głosem, skrywajacej się w dodatku za grubą szklaną ścianą swojej (rzeczywistej bądź udawanej) obojętności powoduje, że dusza zamarza.
 
Być może to właśnie z tego powodu jest mi ostatnio tak zimno? Być może dla tego zaczęłąm zastanawiać się na co mi to całe łażenie do psychologów, próby zrozumienia, naprawa siebie samej... czyżbym zwątpiła? To przecież najgorsze, co mogło się stać. Nadzieja i wiara to podstawa sukcesu. Chyba gdzieś poszły... czy to oznacza, że to rzeczywiscie już koniec?

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Poskromić nieposkromione

Pokora. Pochylona głowa. Nikt nie uprzedzał, że będzie aż tak ciężko... Najcięższe jest poskromienie swoich ambicji. Schowanie ich do kieszeni. Zapuszkowanie. Uległość. Pokora właśnie. Tak, to jest najcięższe... walczę z tym, pracuję, już-już wydaje mi się, że się udało i zaliczam kolejną cholerną glebę... Terapia trwa. Widzę jej rezultaty. Ale... dziś jest dzień, kiedy nie widzę nic. I w którym nie chcę słyszeć, ze dalej coś jest. Bo na teraz... nie ma nic. Jest ściana...

Praca domowa

Dobrze Pani idzie pisanie, napisze więc Pani pracę domową - mówi kobieta siedząca naprzeciwko mnie uśmiechając się do mnie. Od kilku tygodni spotykamy się średnio co dwa-trzy dni i rozmawiamy. O wszystkim i o niczym. Tak po prostu. Analizujemy. Myślimy. Uspokajamy. Odczarowujemy. Potrzeba mi tego, już dawno mi to było potrzebne, tylko nie znajdowałam na to czasu, bo miałam wrażenie że daję sobie ze wszystkim radę. Tymczasem nawastwiło i nałożyło się tyle, że jednak nie dałam rady.   Jest początek roku, czas podsumowań i równego układania rzeczy na półkach. Proszę bardzo. Mogę układać, tym bardziej, że przerobiłam to już chyba wcześniej we własnej głowie, teraz tylko systematyka i decyzja czy czerwone swetry idą do swetrów czy do koloru czerwonego a granatowe dżiny do ciemnych czy może do casual clothes....   Co było dla mnie najcenniejsze w minionym roku?   Paradoksalnie, mimo wszystko, to co się stało... i wszystko, co jest z tym związane. Sporo ...

Jak trwoga, czyli niezbadane są ścieżki....

  Z listu do R.   (..) Poza tym... nasze kryzysy zostały nam dane DLA NAS SAMYCH. To MY sami mamy się nauczyć tego, jak być SOBĄ SAMYMI. Innymi słowy jak sprawić, żebyśmy na powrót zawierali 100% cukru... w cukrze. Bo żyjąc szybko i chaotycznie straciliśmy znaczną jego część.   Już teraz wiem, że Bóg zesłał nam to wszystko, żebyśmy się zatrzymali, przejrzeli na oczy i WYCIĄGNĘLI WNIOSKI. A wniosków wyciąganie, to dla mnie proces. Przykład? No, wczoraj wydawało mi się, że wszystko już skumałam i już Marian może wracac do domu, 'Boże, jestem zrobiona z tematem, niech juz wraca, tylko szybko, bo tęsknię!'. A tymczasem to nie hipermarket całodobowy. Bo drugiego dnia w południe otwiera się nagle przede mną głęboka wiedza, głębsza i znacznie bardziej subtelna i uduchowiona, niż ta poprzednia....   O to właśnie chodzi... taka powieść szkatułkowa, jak 'Pamiętnik znaleziony w Saragossie'. Czytałeś? Ja nie skończyłam, bo na końcu zm...