Przejdź do głównej zawartości

Chciałabym dmuchnąć....

Tak, własnie to z niego zrobiłam. Z siebei też i znaszego życia. Ja i nie ja. Ale to tylko wymówki. Zrobił to demon, który wyrósł w moim ciele. Ale byłam to wciąz ja, bo demon istnieje tylko dla mnie, pozostali widzą mnie samą.
.
Boże, tak bardzo chciałabym dmuchnąć w magiczny pył, który leży na mojej ręce, zeby wszystko się odwróciło. Żeby stało sie takie, jak kiedyś. Żeby M. stal się moim M. Zeby był znów ze mną także myślami. Nie mam go, trace go, panicznie boję się, że to oznaka tego, że wszystko sie skończyło.
.
Wczoraj okazało się, ze mam głęboką depresję. Do wczoraj jednak popełniłam tyle błedów, które mogły zabić to, co (mam nadzieję) jeszcze było. Skończyło się wielką awanturą o inna kobietę. Tak naprawdę to był jednak dramatyczny sygnal od mojego organizmu, ze to ostatni dzwonek.
.
Wyjaśnił wszystko (kłamał, niestety w małych ale dość ważnych rzeczach, to pogłebia mój stan panicznego lęku), przeprosiłam, ale nie mogłam sie pozbierać. Opowiadałam jak się potwornie czuję sama ze sobą, jak nie rozpoznaję swoich czynów i samą mnie zabija to co się dzieje. I że pójdę do lekarza, bo już nie daję z tym rady.
.
Od tego czasu jest chłód. Zdawkowe zdania, słowa wypowiadane półgębkiem, szybkie, kończone przez niego po 30 sekundach rozmowy telefoniczne...
.
Dostałam wczoraj leki, mają zacząć działać za ok 2 tygodni. Trafiłam do naprawde mądrej psycholog, z którą przepracujemy wszystko, nie mam wątpliwości. Poprosiłam tez o pomoc moich najbliższych, którzy odeszli, a których opiekę wciąż czuję wokół siebie.
.
A ten cholerny paniczny lęk ściska i ściska. Nie mogę się skupić, nie mogę jeść, nie mogę normalnie funkcjonować... mam wrażenie, że jak powiedziałam wczoraj M. o tym, ze to głeboka depresja, to był rozczarowany. Wydaje mi się, że w głowie poukłądał to sobie tak, że stałam się zazdrosnym potworem i nie ma siły już ze mna być i dojrzewa do tej decyzji. Tymczasem diagnoza o powaznej chorobie zaburza tę poukładaną ścieżkę... Wszycy wiemy, ze depresja powoduje irracjonalne działanie, ze trzeba wspierać leczonego, ze to tamto i sramto. Jak w takim razie postąpić, jesli podjęło sie jakąś decyzję na przyszłość, a nagle okazuje się, ze w zasadzie duża część winy leży po tej trzeciej - chorobliwej stronie.
.
Awantura była straszna. Mówił, ze był przerażony stanem w jakim byłam. Ja też. Potwornie. Nie byłam w stanie kontrolować drżenia rąk i nóg, nie byłam w stanie powstrzymac płaczu. Parę innych rzeczy też, ale ich nie pamiętam. Pozostaje tylko wspomnienie koszmaru i masakrycznego bólu, jaki zadałam jemu i jaki czułam sama, jak wysiadł z samochodu. I tego, że patrzył na mnie jak na potwora. Nie wiem, czy w tym wzroku nie było nawet rodzaju odrazy.
.
Panicznie się boję. Że kiedyś obudzę sie rano, a jego nie będzie. Jest najlepszą rzeczą, jaka zdarzyła mi się w życiu. Chodzący ideał, poza drobnicą, która zdarza się wszystkim, nic do zarzucenia. Naprawdę. Obiektywnie i bez ściemy.
.
Do tego jest tak nakręcony i podminowany, że moje leczenie moze mało dać, skoro on wciąż się wścieka i jest nakręcony (niezaleznie od tego, co twierdzi, oczywiscie).
.
Ten nerw moze mieć też inne źródło. Pojawiło sie czułe i troskliwe pocieszenie. W trakcie drugiego ciężkiego rozwodu, również złaknione jego wiedzy w kwestii procedur (sami przechodziliśmy mój ciężki rozwód), słuchające i wyrozumiałe. Atrakcyjne. Własnie to, o które poszło w poniedziałek. Świetnie nastawione na cel. Jednoznaczny. Pocieszenie pociesza jak może, pisząc to co on chce czytać. Wszystko pod płąszczykiem przyjaźni. I tego, ze musi walczyć do końca, bo zawsze trzeba. I że on to najlepiej wie, bo przecież ma w sobie tyle mądrości, że wie... i że ona przytula i pozostawia po tym tylko wymowne wielokropki... 
.
Stąd moje pogłębione uczucie paniki, bo mimo że wciąż jest w domu i wraca tam po pracy, cały czas jest z nią... cały dzień w obydwie strony przepływa potężny strumień mailii zapewniających sie wzajemnie o wsparciu i przyjaźni, coraz częście przeplatany dwuznacznymi i lekko kuszącymi pytaniami o ewentualne jego w stosunku do niej potrzeby pozapracowe...
.
Będe walczyć. Wzięłam sie za siebie i nie mam zamiaru odpuścić. Jesli tylko znajde gdzieś lek, który wczoraj mi przepisano, za ok 1,5 tygodnia powinnam poczuć jego dobroczynne skutki. Do tego czasu w pionie musi mnie trzymac intensywna psychoterapia. Zrobię wszystko, co mogę, bo nigdy wcześniej nie zależało mi tak na niczym, jak na tym co mam.
.
Bo mam wiele. Trzy córki, cudowną wyrozumiałą niezwykłą rodzinę (jego, ale tak sie w nich wpasowałam i tak w nich wrosłam, ze nie wyobrażam sobie życia bez nich), jestem mądra, zaradna, w miarę ogarnięta i w miarę zorganizowana. Nigdy wcześniej na taką skalę nie posiadałam tylu skarbów. Po koszmarze mojego pierwszego małżeństwa, wypłynęlam na szerokie wody. Prywatnie, zawodowo, uczuciowo.
.
Kocham. Mam nadzieję, ze już nie tylko ja sama...

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

daj cierpliwość/siłę/mądrość

by pogodzić się z tym, czego zmienić nie jestem w stanie/by zmienić to, co zmienić mogę/by odróżnić jedno od drugiego Jedno z drugim, to znany cytat Marka Aureliusza. Ostatnio tak się miotam, że o tym zapominam. A nie powinnam, bo spokój, to najważniejsza rzecz, jakiej teraz potrzebuje. Przechodzę po kolei to, co zostało postawione na mojej drodze. Często wypieram i kumuluję, dlatego granat wybucha z opóźnieniem i czyni ogromne spustoszenia. Jeszcze chwila, zanim nauczę się to wszystko przezywać jak normalny człowiek. Wydaje mi się, że znoszę wszystko z pokorą. Ale czasami... po prostu nie ogarniam.  Małe rzeczy urastają do rangi katastrofy światowej, rzeczy, które nie powinny być już moje i mnie dotyczyć - dotykają niejako 'same' w sposób bolesny, a przeszłość która należy wybaczyć i zapamiętać - nie pozwala się zamknąć i wyważyć. Nie spodziewałam się, że rekonwalescencja będzie aż tak ciężka. A jest cholernie. Cholernie ciężka. Od czwartku zaczynam intensywną tera

Bohater rodzinny. M., to TY!

Przeglądam, co kiedyś znalazłam w sieci... Niesamowite, że nie tkwiłam w tym jako pierwsza! I skoro ktoś tak dokładnie to opisał, to znaczy, że M. nie był pierwszym, którego to dotknęło. A ja i nasze dzieci nie były pierwszymi, które za to oberwały... Ja się leczę, bo mam tego dosć i chcę być zdrowa. M.? Pędzi dalej przed siebie próbując się sprawdzić i udowodnić, że jednak ogarnął. Pytanie, kiedy znów się wysypie?     Bohater rodzinny Bohater rodziny jest skrajnie odpowiedzialny, obowiązkowy . Zajmuje się wszystkim, co tylko zdoła opanować . Może prać, sprzątać, robić zakupy, zajmować się młodszym rodzeństwem (ten typ DDA to najczęściej najstarsze dziecko w rodzinie). Będzie próbował nie dopuszczać do tego, aby rodzic, który jest alkoholikiem, pił, a przy okazji będzie opiekować się tym drugim rodzicem. Dbać o to, by nie był smutny, przygnębiony. Bohater stara się bronić rodzeństwo oraz niepijącego rodzica przed tym pijącym, zarówno w zakresie przemocy werbalnej,

....don't wanna miss a thing!

Rok. W zasadzie ponad rok od kiedy pierwszy raz, świadomie, nieświadoma jednak jeszcze po co to robię, napisałam tu cokolwiek... Po roku jestem... szokująco daleko, nieprawdopodobnie gdzie indziej, niezwykle inna. Trudno opisać tę drogę, która wciąż trwa. Trudno opisać ją słowami, bo to nie droga, a rollercoaster. Momentami to krew buchająca z przeciętych ostrym nożem trzewi, coraz częściej to łagodny i mieniący się cudownymi odcieniami złota, bezkresny ocean... Jakkolwiek trudno na razie oceniać to wszystko, jedno jest pewne - to najważniejsze i największe doswiadczenie mojego życia, największa przygoda, najcudowaniejszy dar, jaki mogłam kiedykolwiek od kogokolwiek dostać.  To cud. Dar, który mogłam dostać tylko od bezinteresownie kochającej mnie Istosty, czystego Dobra, Zródła Miłości, jakkolwiek ktokolwiek by Go nie nazwał. Akceptuję każde imię i każda nazwę, która odda Dobro, Piękno i Niezwykłą Energię tego Żródła Wszystkiego...   Ta piosenka za mną chodzi. Czasem cichac