Przejdź do głównej zawartości

A jednak się uda! Nie ma wyjścia ;)

 
Mam od wczoraj na ręku koniczynkę. Śliczną. Delikatną. Moją. Dość niespodziewanie dostałam ją na pamiątkę. I jako przesłanie. Dość niespodziewanie, bo aż 30 lat od odejścia osoby mnie obdarowującej. Niespodziewanie również dla niej samej, bo jak umierała, nie miała pojęcia, że te koniczynki ktoś kiedyś dla mnie wyprodukuje. A ja nie wiedziałam, że ta koniczynka, to nie był dowód mojej winy przed laty, tylko błogosławieństwo. I przesłanie, że zostanę pod opieką na zawsze, niezaleznie od tego, czy fizyczny dowód obecności tej osoby na świecie będzie leżał czternaście stóp pod ziemią.
.
W dniu, kiedy odszedł wpadliśmy z naszą koleżeńską umorusaną podwórkową bandą na pomysł, że pójdziemy na łąkę i będziemy szukać czterolistnych koniczyn. Nie wiem, kto i dlaczego na to wpadł, piszę w końcu o zdarzeniu sprzed 30 lat. Pamiętam tylko, że było sierpniowe upalne i słoneczne popołudnie a my szaleliśmy na cudownie soczystej trawie na łące u sąsiadów. Zebraliśmy chyba z tysiąc takich koniczynek! Cieszyłam sie jak głupia! No bo przecież to niesamowite, że aż tyle tego akurat dnia ich tam było.
.
Na drugi dzień przyszli i powiedzieli, ze odszedł. 35 lat, zawał, do tego wpadł do wody a nikt tego nie zauważył. Nic się nie dało zrobić.
.
Co mogło pomyśleć wtedy 10 letnie dziecko? Że to przez te cholerne koniczyny! Że było ich tak dużo, że to wszystko przez nie!
.
Wczoraj dowiedziałam się, że chyba przez ostatnie 30 lat się oszukiwałam. I wmawiałam sobie pewne rzeczy żyjąc w kompletnej nieświadomości.
.
On wtedy własnie odchodził. Te koniczyny w niezliczonej ilosci to był prezent dla mnie na resztę życia. To była moja wyprawka, którą niepotrzebnie zinterpretowałam tak, ze zamiast mnie nieść na skrzydłach, ukradła mi paredziesiąt lat życia!
.
Poszłam więc wczoraj po swoją wyprawkę. Za każdy następny rok, będzie kolejna ;).
.
P.S. To wszystko takie symboliczne. Wczoraj 3 lata skończyło moje dziecko - owoc wielkiej miłości. Wczoraj zaczęłam psychoterapię, wczoraj dowiedziałam sie że nie jestem potworem, a tylko jestem chora i można mnie wyleczyć.
.
WIERZĘ W PRZEZNACZENIE!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kochałem ją

Kochałem ją. Anna Gavalda . Koleżanka właśnie przyniosła mi książkę. Już opis utwierdził mnie w przekonaniu, że chcę ja przeczytać. Może wtedy coś z tego zrozumiem... Pierre w młodości odtrącił miłość swojego życia - tak mu nakazywało poczucie obowiązku wobec żony i dzieci. Dziś, będąc już starszym mężczyzną, nie jest pewien słuszności swojego kroku. Cień Matyldy towarzyszy mu przez całe życie. Po 30 latach historia zatoczyła koło. Oto jego syn, Adrien, mąż Chloe i ojciec dwóch córek, odszedł do innej kobiety... Autorka nie zajmuje stanowiska wobec tych dwóch skrajnych postaw. Interesuje ją stan ducha osób porzuconych i porzucających. W obu przypadkach udręka psychiczna jest trudna do zniesienia. ( www.swiatksiazki.pl ) Tak, chcę ją przeczytać. Małe wydarzenie dnia wczorajszego tak bardzo zmąciło mój spokój, że mam wrażenie, że znów od nowa rozpoczęła się szaleńcza droga mojej duszy pod górę... a może w dół? trudno to określić. Bo boli. Teoretycznie w dół nie boli, a...

To jakaś popierdółka, nie Marian!

Korespondowałam dziś z El. El: (stojąc obok Mariana podczas jakiegoś Vielce Impertynencko (ważnego) Przydarzenia) : Właśnie przyglądam się M. Szukam w nim Mariana. Zet: O, i jak? Przystojny? El: Eeeeee...... Zet: No dawaj, dawaj.... Ładny, czy zombie, jak od 1,5 roku? Może nie podchodź, bo jak ugryzie staniesz się wampem... przepraszam - wampirem. Może po prostu pogratuluj mu bycia bohaterem tego bloga? To zawsze honor, nie? El: Eeeee. Jakiś taki.... nie dla ciebie. Może nie widzę wnętrza, ale nie :) Zet: Czemu nie? Pisz mi szybko, zbieram materiał do kolejnego rozdziału! El: No bo jeśli to Marian, to jego aktualna wersja nie wygląda na kogoś, kto da ci energię. Jak dla mnie - sprawia wrażenie człowieka-chorągiewki. Teraz pewnie wieje z innej strony.... Zet: Nie wieje, raczej... dmucha :)))) El: Piźdźi :))) Normalnie, nie wiem, co w nim widziałaś. Ku...a... zajął mi miejsce przy stoliku. Już go nie lubię.... po dłuższej chwili: El: Nie, zdecydowanie...

Nie mam ochoty. Dlaczego, mamo?

- Jak zadzwonisz do mnie, a tata nie odbierze,  to ciocia może odebrać i mnie zawołać. - Nie kochanie, ciocia na pewno nie odbierze mojego telefonu.  - Dlaczego Mamo? Znasz ciocię? - Znam. - Ona cię też zna? - Tak. - A skąd? - Pracowałyśmy razem. - Jak to? - No, pracowałyśmy razem. W pracy. - Byłyście koleżankami? - Tak, byłyśmy koleżankami. - Nie chcesz do niej dzwonić? - Nie. - Dlaczego? Trwam w ciszy. Nie chcę odpowiadać. - Dlaczego nie chcesz rozmawiać z ciocią? - młoda napiera, nieświadoma w ogóle tego, jak bardzo powstrzymuje się, żeby nie wybuchnąć i swoją odpowiedzią nie zrobić JEJ krzywdy. - Byłyście koleżankami. Już nie jesteście? - Nie, już nie. - Dlaczego? - Nie mam ochoty z nią rozmawiać. - Dlaczego?????? - te jej dlaczega są takie męczące! - Byłyście koleżankami, a już nie jesteście. Tata zamieszkał z nią, a nas zostawił. - Tak, tak właśnie było. Dlatego nie mam ochoty na rozmowę. Jestem w szoku, jak szybko złożyła puzzle w całość. - ...