Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z 2015

Nie mam ochoty. Dlaczego, mamo?

- Jak zadzwonisz do mnie, a tata nie odbierze,  to ciocia może odebrać i mnie zawołać. - Nie kochanie, ciocia na pewno nie odbierze mojego telefonu.  - Dlaczego Mamo? Znasz ciocię? - Znam. - Ona cię też zna? - Tak. - A skąd? - Pracowałyśmy razem. - Jak to? - No, pracowałyśmy razem. W pracy. - Byłyście koleżankami? - Tak, byłyśmy koleżankami. - Nie chcesz do niej dzwonić? - Nie. - Dlaczego? Trwam w ciszy. Nie chcę odpowiadać. - Dlaczego nie chcesz rozmawiać z ciocią? - młoda napiera, nieświadoma w ogóle tego, jak bardzo powstrzymuje się, żeby nie wybuchnąć i swoją odpowiedzią nie zrobić JEJ krzywdy. - Byłyście koleżankami. Już nie jesteście? - Nie, już nie. - Dlaczego? - Nie mam ochoty z nią rozmawiać. - Dlaczego?????? - te jej dlaczega są takie męczące! - Byłyście koleżankami, a już nie jesteście. Tata zamieszkał z nią, a nas zostawił. - Tak, tak właśnie było. Dlatego nie mam ochoty na rozmowę. Jestem w szoku, jak szybko złożyła puzzle w całość. - Nie robi

... gdybyś został, to zajmowałbyś miejsce kogoś, kto do mnie pasuje....

Olśnienia dziś doznałam. Dzień dobry, dawno mnie tu nie było.... Przez cały ten czas bęckowałam się ze sobą. Brakowało mi tej prostej prawdy, szukałam jej grzebiąc w sobie i zdzierając z siebie kolejne warstwy, doszukując się w nich czegoś, czego nigdy tam nie było. I być nie powinno. Bo to wszystko nie tak! Wciąż wmawiam winę tylko sobie, wciąż szukam przyczyn wyłącznie w sobie,  wciąż mówię: to ja, to ja, to ja!!!  A wcale nie ja... wcale. Bo przecież - zawsze w pół drogi. Zawsze. I prosta zasada: kto bardzo nie chce, zawsze znajdzie przyczynę, kto bardzo chce, zawsze znajdzie powód. No i jeszcze to zdanie, które przed chwilą otworzyło mi oczy: Bo gdybyś został, to zajmowałbyś miejsce kogoś, kto do mnie pasuje. Ten, kto do mnie pasuje – nie odejdzie.    – Czy byłabyś zazdrosna, gdybym myślał o jakiejś kobiecie z mojej przeszłości, będąc z tobą? Czy niepokoiłabyś się, że mogę do niej odejść? – Nie. – To znaczy, że mnie nie kochasz? – Nie rozumiesz. Miłość nie ma ni

Kochałem ją

Kochałem ją. Anna Gavalda . Koleżanka właśnie przyniosła mi książkę. Już opis utwierdził mnie w przekonaniu, że chcę ja przeczytać. Może wtedy coś z tego zrozumiem... Pierre w młodości odtrącił miłość swojego życia - tak mu nakazywało poczucie obowiązku wobec żony i dzieci. Dziś, będąc już starszym mężczyzną, nie jest pewien słuszności swojego kroku. Cień Matyldy towarzyszy mu przez całe życie. Po 30 latach historia zatoczyła koło. Oto jego syn, Adrien, mąż Chloe i ojciec dwóch córek, odszedł do innej kobiety... Autorka nie zajmuje stanowiska wobec tych dwóch skrajnych postaw. Interesuje ją stan ducha osób porzuconych i porzucających. W obu przypadkach udręka psychiczna jest trudna do zniesienia. ( www.swiatksiazki.pl ) Tak, chcę ją przeczytać. Małe wydarzenie dnia wczorajszego tak bardzo zmąciło mój spokój, że mam wrażenie, że znów od nowa rozpoczęła się szaleńcza droga mojej duszy pod górę... a może w dół? trudno to określić. Bo boli. Teoretycznie w dół nie boli, ale czuję,

Na okolicznosć /zaćmienia i pierwszego dnia..../

W Wahadełku. Pani z głośniczka, aksamitnie: - Uprzejmie informujemy, że za brak ważnego biletu na przejazd w pociągu ekspres Intercity Premium naliczana jest opłata dodatkowa w wysokości 650 złotych. Ktoś z tylnego rzędu, mniej aksamitnie: A co to kurwa, nie stać mnie? Chopin w tle. Kurtyna. Skubany poeta, przyznam bez bicia. Filip Springer napisał, a ja padłam. Mega. Warto :))) Miłego zaćmienia i pierwszego dnia wiosny :DDDD

To jakaś popierdółka, nie Marian!

Korespondowałam dziś z El. El: (stojąc obok Mariana podczas jakiegoś Vielce Impertynencko (ważnego) Przydarzenia) : Właśnie przyglądam się M. Szukam w nim Mariana. Zet: O, i jak? Przystojny? El: Eeeeee...... Zet: No dawaj, dawaj.... Ładny, czy zombie, jak od 1,5 roku? Może nie podchodź, bo jak ugryzie staniesz się wampem... przepraszam - wampirem. Może po prostu pogratuluj mu bycia bohaterem tego bloga? To zawsze honor, nie? El: Eeeee. Jakiś taki.... nie dla ciebie. Może nie widzę wnętrza, ale nie :) Zet: Czemu nie? Pisz mi szybko, zbieram materiał do kolejnego rozdziału! El: No bo jeśli to Marian, to jego aktualna wersja nie wygląda na kogoś, kto da ci energię. Jak dla mnie - sprawia wrażenie człowieka-chorągiewki. Teraz pewnie wieje z innej strony.... Zet: Nie wieje, raczej... dmucha :)))) El: Piźdźi :))) Normalnie, nie wiem, co w nim widziałaś. Ku...a... zajął mi miejsce przy stoliku. Już go nie lubię.... po dłuższej chwili: El: Nie, zdecydowanie

spociły mi się moje królewskie podpachy

Jestem cudna. Jestem wspaniała. Jestem boska. Balonik Jestem tolerancyjna, kocham ludzi. Marzę o pokoju na świecie. Balonik Jestem ulotnym motylem. Balonik Złapałam Pana Boga za pięty. Balonik Jestem szczęśliwa. Balonik Unoszę się nad powierzchnią kryształowego jeziora. Balonik Jestem rusałką. Możecie mnie wielbić. ba.lo.nik Możecie składać mi hołd. Pozwalam. BALonik Tak. Macie prawo całować moje królewskie stopy. BA.LO.NIK ....... Baloniki. Kolorowe puste baloniki. Jestem cudowna - czerwony balonik Jestem boska - balonik amarantowy Jestem tolerancyjna - balonik fioletowy Kocham świat - błękitny Unoszę się nad taflą jeziora - blady róż Możecie składać mi hołd - w ustach rusałki następuje niewielka detonacja. Po ich otwarciu wydobywa się z nich chmura białych stokrotek. Możecie całować moje stopy - rusałkowe stokrotki wirują w powietrzu unoszone podmuchami wiatru. No dalej, CAŁUJCIE! - z uchylonych ust nimfy wylatuje stado kolorowych motyli. Ale... najpierw musici

Zbiegi okoliczności

Zbieg okoliczności to nagłe, intensywne działanie Pana (Mariana), takie żebyś nie zorientował się, że to On interweniował. Tak mawiał pewien święty. Od wczoraj zapomniałam jaki. Ale tak twierdził. Rację miał. Bardzo miał rację :)  Szustak tak wczoraj opowiadał. Pojechałam, chociaż rzygałam ze zmęczenia. Usłyszałam, co miałam usłyszeć. Dziś rano, zamiast jęczeć i prosić jak zwykle, zapytałam: Panie, co mogę zrobić, żeby pokazać jak bardzo Cię kocham? W życiu nie miałam takiej chęci do życia i uśmiechu na twarzy, jak dziś! :D

daj cierpliwość/siłę/mądrość

by pogodzić się z tym, czego zmienić nie jestem w stanie/by zmienić to, co zmienić mogę/by odróżnić jedno od drugiego Jedno z drugim, to znany cytat Marka Aureliusza. Ostatnio tak się miotam, że o tym zapominam. A nie powinnam, bo spokój, to najważniejsza rzecz, jakiej teraz potrzebuje. Przechodzę po kolei to, co zostało postawione na mojej drodze. Często wypieram i kumuluję, dlatego granat wybucha z opóźnieniem i czyni ogromne spustoszenia. Jeszcze chwila, zanim nauczę się to wszystko przezywać jak normalny człowiek. Wydaje mi się, że znoszę wszystko z pokorą. Ale czasami... po prostu nie ogarniam.  Małe rzeczy urastają do rangi katastrofy światowej, rzeczy, które nie powinny być już moje i mnie dotyczyć - dotykają niejako 'same' w sposób bolesny, a przeszłość która należy wybaczyć i zapamiętać - nie pozwala się zamknąć i wyważyć. Nie spodziewałam się, że rekonwalescencja będzie aż tak ciężka. A jest cholernie. Cholernie ciężka. Od czwartku zaczynam intensywną tera

Syrena z Wyspy NIC

Zupełnie inaczej miałam to napisać. Zrobiłam to już nawet... ale chyba nie o to w tym wszystkim chodziło... więc od początku... Sąd. Zeznające moje przyjaciółki, jego brat. Obrażający mnie permanentnie jego adwokat. I wisienka na torcie - kochanka. Uskrzydlony, egzaltowany Czarny Anioł. Syrena śpiewająca o cudnym świecie, jaki dla nich stworzyła, próbująca omamić wszystkich (najbardziej chyba siebie samą) pieśnią o radości, pokoju i miłości. Po standardowym hollywoodzkim Oskarowym zakończeniu wystąpienia słowami: Marian jest wspaniałym ojcem, kocha Młodą najbardziej na świecie, brakowało mi jedynie formułki: marzę o pokoju na świecie, chcę założyć przedszkole integracyjne, a do udziału w tym konkursie namówiła mnie siostra. Czarnowłosy Anioł stoi ubrany w  czarną, zbyt dużą sukienkę, czarne buty i czarne rajstopy. Czarne rozpuszczone włosy trzyma puszczone luźno na plecach. Głowę trzyma wysoko, patrzy w oczy sądu odważnie, co chwila używając mądrych słów. Odpowiadając na pytani

Wszystkie Mariany. To biedne. Chłopaki.

Jechałam wczoraj do pracy i nagle mnie olśniło. Te Mariany to strasznie biedne chłopaki. Tak biedne, że nawet nie chce mi się obmyślać zemsty, czy czegoś podobnego... Bo tak... niby tak fajnie... że świat zbawiają, że królami świata są.... ale... Maczo-sraczo. No bo jest tak. Młoda ma zapalenie płuc. Ostatnio widział ją dwa tygodnie temu. Siedzimy w domu, leczymy się. Nie chce jej widywać, bo dom parzy. Posiedzimy tu jeszcze chwilę. Więc zobaczy ją za następne dwa tygodnie. Podsumowując: cztery. Cztery długie tygodnie. Z jednej strony sądzę, że mimo deklaracji, mu jednak chwilowo na niej nie zależy. Z drugiej, czasami nawet kamień by zmiękł. Sraczo też na bank miewa gorsze dni. Ja bym wymiękła już po tygodniu, ale ja to inna para kaloszy - jestem miękkim ogórkiem (nie jestem więc miarodajna). No ale nie zmienia to faktu, że bym wymiękła. Maczo to co innego... ale ile może? Dwa? Trzy? Cztery tygodnie? Może miesiące? Lata? Ok, może lata. Ale każdy ma swój kres. Z maczo robi

wybaczyć/zapomnieć

Wybaczyć, nie znaczy zapomnieć. Po prostu między wybaczeniem a zapomnieniem nie da się postawić znaku równości - pisze A. Nawet chyba nie powinno się tego robić - myślę czytając raz po raz jej sms-a. Przyznam, ze miałam z tym ogromy problem. Bardzo szybko zorientowałam się, że dla mnie samej, dla mojego zdrowia psychicznego, budowania wewnętrznej siły i poczucia własnej wartości, powinnam wybaczyć. Wtedy pojawiła się myśl - wybaczyć czyli co? Zapomnieć? Jak ja TO WSZYSTKO mogę zapomnieć? No jak? Przecież tego nie da się zapomnieć! Te wydarzenia będą we mnie cały czas, już do końca. Nie da się wymazać, skasować, wyciąć. Przyznam, że strasznie się z tym męczyłam. Bo przecież w przedszkolu, szkole, w domu nawet słyszałam zawsze, że wybaczyć to jakby zapomnieć... A ja nie chciałam, no bo jak? Po tak głębokiej ranie zawsze przecież zostanie znak. Jak dziara na skórze, jak blizna po operacji wyrostka,  jak ślad zębów po spotkaniu ze złym psem... Chodzę na terapię (Marian załat

Z życia gąsiennicy, czyli wyzwolenie

Kolejny zaskok... tak niedawno pisałam, że przepoczwarzanie się z gąsiennicy w motyla boli jak cholera... dziś szukałam czegoś dla małego chłopca (nie daje rady z zaakceptowaniem straty dziadka) i natknęłam się na  Amelkę i motyle . Tematy zasadniczo różne, aczkolwiek... chyba nie do końca... Każda gąsienica, gdy przyjdzie na nią czas, zatrzymuje się i zamiera całkowicie. Dla wszystkich pozostałych ona wydaje się umierać, ale tak naprawdę to ona właśnie wtedy się rodzi. W tym czasie w jej środku zachodzi wspaniała przemiana i tworzy się nowe życie. To jest moment, w którym powolna i żarłoczna larwa zmienia się w pięknego i wolnego motyla. I gdy jest on już w pełni utworzony wychodzi wreszcie na wolność i ulatuje. Pozostaje tylko przyczepiony gdzieś do liścia wysuszony, pusty kokon. A on dołącza wtedy do innych motyli, które urodziły się wcześniej – jego rodziców i dziadków. Oni tam na niego czekali i cieszą się, że wreszcie mogą się spotkać. Wszystkie gąsienice to czeka i nie je

Syndrom piąty. Brak umiaru!

Czytam to, co podsuwa mi Marian. Na przemian. Raz jedną książkę, raz drugą. Ufam mu ślepo, bo zawsze trafia w sedno. Nie zdarzyło się jeszcze, żeby dał mi do rąk coś, co nie odpowiadałoby konkretnej chwili mojego życia, albo było dla mnie zbyt trudne i niezrozumiałe w danym momencie. Dziś też... najpierw o spadaniu i doświadczaniu. I o tym, że to nie kara, ale wychowywanie mnie do bycia dorosłą na Jego sposób. A ponieważ zrozumiałam już jakiś czas temu, że tylko tego chcę, staram się akceptować i iść do przodu. Przed chwilą drugi fragment z kompletnie innego bieguna. Od czasu do czasu czytam o DDA. Od czasu do czasu, bo nie zawsze mam na to siłę. Robię przerwy, bo...boli. Te kwestie są tak trudne i tak bezpośrednio i dokładnie opisujące to, co się ze mną działo przez te wszystkie lata i to, co tak boli przy każdym dotknięciu, że czasami nie mam po prostu siły czy może odwagi, żeby choćby się do nich zbliżyć. Dziś się udało. Toksyczne związki by Pia Mellody. Dziś o tru

Jak zostać motylem

Stałaś się fajna, jak przestałaś być porzuconą kobietą - powiedziała jednego dnia córka mojej znajomej do swojej matki. Genialne w swej prostocie, odkrywcze, błyskotliwie bezlitosne, do bólu prawdziwe. Każda z nas jest fajna. Szczególnie, kiedy przestaje być porzucona. Nie ma znaczenia, czy z kimś jest, czy nie, czy właśnie odeszła, czy została odejsznięta. Ale szczególnie w tym ostatnim przypadku, przejście od stanu porzuconości do fajności to coś, co we mnie powoduje bunt i złość. Wydaje mi się, że nad sobą pracuję, ogarniam wszystko, walczę, wychodzę. A wciąż przychodzi czas, że upadam. Na duchu, ciele, rozumie, duszy. Złości mnie, że tęsknie, to przede wszystkim. Że upadam, to drugie. Że nie czuję się ani silna, ani zaradna, ani w żaden sposób uwolniona od smutku i cierpienia. Irytuje mnie moje wewnętrzne jęczenie, to że wciąż rozdzierająco boli mnie dusza i to, że czuję wciąż wydarte serce. Że się nie goi, że nie cichnie, że nie słabnie. Że mam żal, że nie rozumiem, że n

Za dużo...

Za dużo myślę i za dużo chcę napisać na raz. W głowie kłębią mi się tysiące myśli. Jest ich tak dużo, że zasadniczo nie wiem, która ma większy priorytet i pierwszeństwo do ucieczki. Najchętniej powiedziałabym wszystko, zostawiła na kartce albo na monitorze tak, żeby już do tego nie wracać. Nie da się, cholera. I mam żal. Zasadniczo największy do siebie. Że nie ogarniam. Że niczego się nie uczę. Że nie idę naprzód. Że pozwalam tym myślom kłębić się w mojej głowie i co chwila parzyć się bez umiaru wydając na świat młode. Za dużo tego. Atrakcji wciąż coraz więcej. Chociaż... patrząc na to wszystko od innej strony... osiągam sukces. Jakiś rodzaj sukcesu. Już nie boję się myśleć o tym, co mnie otacza. Nie zaklinam rzeczywistości - ze przykrycie czapką 'zniknie' to, co niefajne albo ciężkie. Patrząc na wszystko od tej strony, to rzeczywiście duże osiągniecie. Ale z drugiej... intensywność zdarzeń jest tak wielka, że trudno mi nawet opisać stan psychiczny i fizyczny, w jakim

A., tak bardzo mnie wukrzasz!

A., jesteś tak wkurzająca, że głowa mała! Nawet nie wiesz, jak mnie irytujesz, moja droga :) A. to moja znajoma, koleżanka, przyjaciółka, bratnia dusza. To tak w skrócie historia naszej znajomości ;) Ostatnio coraz częściej mnie irytuje, bo mnie dopinguje. Każe mi pisać, bo twierdzi, że to potrafię. I w dodatku - dobrze mi idzie!!! Dlatego, zamiast pisać, stwierdzam krótko - A. irytujesz mnie! I to bardzo! Zastanawiam się tylko, kiedy stracę do ciebie cierpliwość, Dear.... Naprawdę, wolałabym, żebyś pozwoliła mi nurzać się w moim nieszczęściu, użalać się nad sobą i czekać na litość innych. Irytujesz mnie swoim wiecznym optymizmem i wiarą we mnie. Do szału doprowadza mnie twój zachwyt nad tym, co piszę i nade mną jako człowiekiem. No bo przecież ja taka wcale nie jestem, A ty, droga A. jesteś po prostu ślepa (to najlżejsze z określeń, jakie przychodzi mi do głowy). No jesteś i tyle ;) Chciałabym to wszystko powiedzieć, ba - nawet wykrzyczeć niekiedy, ale... nie potrafię ;))

Sukces w odnoszeniu sukcesu

Nauczeni jesteśmy odnosić sukces. Zawsze, wszędzie, bez względu na koszty. Ale często walka o cel, zabija w nas to co najlepsze. Gubimy się po drodze i wypalamy w połowie dystansu. Jak odnieść sukces w odnoszeniu sukcesu? ' Jest jedna dobra metoda, która pokazuje, jak sobie poradzić z takim pragnieniem sukcesu i żeby ciągle mieć więcej. Najlepszym katalizatorem i oskrobywaniem się z takich pragnień jest kochanie kogoś. Kochanie bardzo sprowadza do parteru' Nooooo..... bardzo :)))) To Biały Wilk ... Tak ładnie wytłumaczył mi dylematy sprzed trzech dni... walczyłam wtedy z brakiem pokory i chęci pochylenia głowy... a tymczasem wyjaśnienie jest bardzo proste :)

Dzień Babci

Myślałam, że 'rzeczy pierwsze' już mam za sobą. Bo i pierwsza Wielkanoc, pierwsze wakacje, pierwsze urodziny, pierwsze Boże Narodzenie... I oddychałam z ulgą. Bo bolą tylko rany zadane po raz pierwszy. Chyba jednak nie wszystko przewidziałam... Dzień Babci. Teoretycznie nie pierwszy, w praktyce - pierwszy swoją okrutną pierwszością. Po raz pierwszy dwie babcie obok. Po raz pierwszy rozmawiające wyłącznie o 'swoich' wnuczkach. Jedna jest wspólna, więc był punkt zaczepienia. Pozostałe - okazały się obce, więc można było porozmawiać 'jak to szybko rosną'... Równie dobrze można by pogadać o starych Polakach czy może połowach dorsza tej zimy.... Pierwszość pierwszego Dnia Babci boli tym bardziej, że jakiś czas temu to TA babcia była podporą całego mojego życia. Trzymała mnie w pionie, dawała dobre rady, była takim nierealnym (jak się okazało i dosłownie i w przenośni) ucieleśnieniem cudownej siostry-przyjaciółki. Potem, w imię lojalności do tego, który n

Wilki dwa

Czytam wilki. Wilki dwa. Czytam powoli. I wtedy jak mam na to siłę. Zgadzam się. Wciąż walczą. Biały i czarny. Dobry i zły. Dobry jest silniejszy i zawsze będzie górą, ale jest na tyle... dobry, że nie chce się narzucać. Zostawia mi możliwość wyboru. I na tym traci. Bo zły wilk jest na tyle ofensywnym gnojem, że nie patrzy. Chce jak najszybciej osiągnąć swój cel i zabrać mnie samą mnie samej. Tak, żeby mnie zgnoić, zdeptać. Tak, żebym na swój widok w lustrze chciała się tylko zrzygać. Dziś jest dzień, w  którym stoję na skraju. Skraju zrzygania się na swój widok. W którym nienawiść zawładnęła mną w tak przerażający sposób, że gdybym miała taką sposobność, dałabym temu gnojowi satysfakcję. I przestała się kontrolować. Wyrwałabym serce. I rzuciłabym psom na pożarcie śmiejąc się okrutnie... Odkrycie tego, że byłabym w stanie tak zrobić tak bardzo mnie przeraziło, że aż... otrzeźwiło. Pomyślałam, że może jeszcze nie tym razem? Wierzę, że Dobry Wilk mnie tak nie zostawi

Poskromić nieposkromione

Pokora. Pochylona głowa. Nikt nie uprzedzał, że będzie aż tak ciężko... Najcięższe jest poskromienie swoich ambicji. Schowanie ich do kieszeni. Zapuszkowanie. Uległość. Pokora właśnie. Tak, to jest najcięższe... walczę z tym, pracuję, już-już wydaje mi się, że się udało i zaliczam kolejną cholerną glebę... Terapia trwa. Widzę jej rezultaty. Ale... dziś jest dzień, kiedy nie widzę nic. I w którym nie chcę słyszeć, ze dalej coś jest. Bo na teraz... nie ma nic. Jest ściana...