Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z 2014

Zamykam koło

Zostały 24 dni. 365 i 24 dni temu wydawało mi sie, że nie przeżyję ani sekundy dłużej. Przeżyłam. Jak każda z nas. Po prostu. Najpierw trzymałam się kurczowo wdechów i wydechów. Potem zaczęły dobiegać mnie głosy dzieci. Wtedy ratowała mnie świadomość tego, że nie mogę im dać zginąć z głodu. Odruchowo robiłam kanapki do szkoły. Raz na kilka dni zmuszałam się do wrzucenia do garnka mięsa i warzyw i stworzenia czegoś, co byłoby ciepłe i pozwoliło funkcjonować na kilka obiadowych sposobów przez kilka kolejnych dni.   Potem poznałam Prawdę. I uwierzyłam. Tak naprawdę. Wdechy i wydechy stały się normą, mogłam więc zacisnąć swoje palce na burcie łodzi, która nie miała już nigdy przypłynąć, a zjawiła się znikąd praktycznie, w momencie kiedy nie miałam już nadziei na nic.   Potem.... dzień po dniu. Mozolnie zaczęłam lizać rany. Czasami, jak zawsze, wdawało się zakażenie i już wygojone rejony znów się zaogniały i zaczynała się z nich sączyć ropa. Cierpliwie chodziłam do apteki.

Dziesięć.

Dziesięć. Dziesięć bardzo długich i najkrótszych zarazem miesięcy w moim życiu. Dziesięć najowocniejszych i najważniejszych miesięcy. Dziesięć miesięcy po dwa i pół kilograma każdy. Dziesięć razy hektolitr wylanych łez. Dziesięć razy po milionie bolesnych ciosów nożem w serce. Dziesięć miesięcy przyspieszonego dojrzewania i wsponania się do słońca. Dziesięć miesięcy tracenia złudzeń i uczenia się życia na nowo. Dziesięć. Tylko i aż. Dziesięć. Dziesięć. Dziesięć. Dziesięć cudownych miesięcy odkrywania siebie i uczenia na nowo. Dziesięć miesięcy dojrzewania do bycia. Wreszcie bycia. Dziesięć miesięcy nadziei, która wykluła się z panicznego, zwierzęcego strachu. Dziesięć. Dziesięć najpiękniejszych, najbardziej wartościowych i najprawdziwszych miesięcy w moim życiu. Przeżyłam. Chociaż dziesięć miesięcy temu myślałam, że jestem w grobie. I że następnego dziesięć nie będzie.  Kto przeżył wie, o czym piszę.... Nie muszę przecież nic wyjaśniać....   Nie musz

Bohater rodzinny. M., to TY!

Przeglądam, co kiedyś znalazłam w sieci... Niesamowite, że nie tkwiłam w tym jako pierwsza! I skoro ktoś tak dokładnie to opisał, to znaczy, że M. nie był pierwszym, którego to dotknęło. A ja i nasze dzieci nie były pierwszymi, które za to oberwały... Ja się leczę, bo mam tego dosć i chcę być zdrowa. M.? Pędzi dalej przed siebie próbując się sprawdzić i udowodnić, że jednak ogarnął. Pytanie, kiedy znów się wysypie?     Bohater rodzinny Bohater rodziny jest skrajnie odpowiedzialny, obowiązkowy . Zajmuje się wszystkim, co tylko zdoła opanować . Może prać, sprzątać, robić zakupy, zajmować się młodszym rodzeństwem (ten typ DDA to najczęściej najstarsze dziecko w rodzinie). Będzie próbował nie dopuszczać do tego, aby rodzic, który jest alkoholikiem, pił, a przy okazji będzie opiekować się tym drugim rodzicem. Dbać o to, by nie był smutny, przygnębiony. Bohater stara się bronić rodzeństwo oraz niepijącego rodzica przed tym pijącym, zarówno w zakresie przemocy werbalnej,

Na nowo...

Przygotowuję dziś materiały. Ważne. Będą mi służyć... W sądzie... Zabieram sied o tego jak pies do jeża... czuję przeogromne wewnętrzne fuj... wynajduję tysiące powodów, zeby sie za to nie zabrać... Okropne. Przegladam wiec i czytam na nowo wszystko, co zostało napisane i wysłane. Co napisane i zapisane, i niewysłane. Też. Wyświetlają mi się znów już trochę wyblakłe obrazy, czytam porzucone gdzieś na boku słowa... widzę, ile wysiłku wkładałam w to, żeby pokazać jak bardzo bardzo baaaaaaardzo mi zależy. Jak bardzo chcę, pragnę, jak wiele mogę jeszcze oddać, żeby zapomnieć o sobie i sprawić, żeby to, co nazywałam bajką, trwało nadal...   Człowiek, to jednak niezwykłe, nieodgadnione zwierzę. Dopóki tkwi w zaklętym kręgu, zapieprza przed siebie z zamkniętymi oczami, głuchy i ślepy na otaczajace go znaki. Jest jak taki wyrośnięty, umięśniony chomik, którego głównym celem jest sprostanie wymaganiom kołowrotka. Ale potem.... potem czasami robi się wesoło.   U mnie dobrze. Chyb
  A. napisała dziś na swoim blogu  (to zdjęcie to jedno z jej zdjęć): A ja? Wokół mnie, jak pierze z rozdartej poduszki wiruje tysiące możliwości. Chciałoby się znaleźć te najlepsze. Pióra osiadają na rzęsach, opadają na włosy, łaskoczą w nos. Chcesz je strącić, złapać, ale ruch ręki sprawia, że znów zaczynają swój taniec. Zakichane życiowe wybory, powiadam Wam, zakichane...   Kierowana odruchem, w przypływie emocji odpisałam: Zakichane. Taaaak.... Rok temu (za jakieś dwa tygodnie minie rok) stałam pod Twoim domem z mężczyzną mego życia. W zasadzie ja stałam, bo szukałam tych Waszych zielonych okiennic, a on siedział z całą rodziną i naszymi znajomymi w knajpce za rogiem. Byłam szczęśliwa, oddychałam pełną piersią, patrzyłam na zielone okiennice i wzdychałam do swojego cudownego życia. Trzy miesiące później mężczyzna powiedział mi, że juz wtedy nie chciał, a ja po prostu tego nie zauważyłam. Odszedł do innej. Żeby było śmieszniej - jest z nią teraz w tym samym rejonie świat

....don't wanna miss a thing!

Rok. W zasadzie ponad rok od kiedy pierwszy raz, świadomie, nieświadoma jednak jeszcze po co to robię, napisałam tu cokolwiek... Po roku jestem... szokująco daleko, nieprawdopodobnie gdzie indziej, niezwykle inna. Trudno opisać tę drogę, która wciąż trwa. Trudno opisać ją słowami, bo to nie droga, a rollercoaster. Momentami to krew buchająca z przeciętych ostrym nożem trzewi, coraz częściej to łagodny i mieniący się cudownymi odcieniami złota, bezkresny ocean... Jakkolwiek trudno na razie oceniać to wszystko, jedno jest pewne - to najważniejsze i największe doswiadczenie mojego życia, największa przygoda, najcudowaniejszy dar, jaki mogłam kiedykolwiek od kogokolwiek dostać.  To cud. Dar, który mogłam dostać tylko od bezinteresownie kochającej mnie Istosty, czystego Dobra, Zródła Miłości, jakkolwiek ktokolwiek by Go nie nazwał. Akceptuję każde imię i każda nazwę, która odda Dobro, Piękno i Niezwykłą Energię tego Żródła Wszystkiego...   Ta piosenka za mną chodzi. Czasem cichac

Życie jest małą ściemniarą

Dawno mnie tu nie było... dużo się zdarzyło, ja zdarzyłam się sobie od nowa... muszę zacząć to spisywać, bo kiedyś sama sobie nie uwierzę... Niby nic się nie zmieniło - jestem nadal w podróży - a zmieniło się wszystko... zaczęłam się przyjaźnić. Z NIMI. To najważniejsze i najbardziej wstrząsające (w pozytywnym znaczeniu tego słowa) doświadczenie mojego życia...   Siedzę i pracuję. Często słucham. Często tego. Nie wiem czemu, po prostu. Mówi do mnie...

Wanna go home...

    Bardzo, bardzo chcę. Chcę wrócić do domu. Wreszcie to do mnie dotarło. Z listu do R.: Postrzegam Boga jako ogromy, wysoce energetyczny, niezwykle pozytywny strumień dobrej energii. Gdy zamykam oczy, nie mam problemu z zobaczeniem Go. Coś jak bystra ogromna górska rzeka, ale z niewykłej mocy dodatnim potencjałem energii. Już wiele razy przekonałam się, że trzeba wsłuchiwać się w siebie i wie się, które rzeczy zdarzyły się po to, żeby cię poprowadzić i wytyczyć twoją własną drogę. Zamknij oczy i pomyśl o wszystkich małych 'zbiegach okoliczności', które doprowadziły cię tam, gdzie jesteś teraz. Nie uzurpuję sobie bycia jakimś drogowskazem, ale zobacz... (cofaj sie w czasie i dopisuj kolejne rzeczy) .......(to będzie jutro) Pan W. zet pierwszy post ...... ..... ...... twoja żona dalej, dalej, dalej... małe i duże rzeczy, które wydają się przysłowiowym 'łutem szczęscia' albo zbiegiem okoliczności, a nimi de facto nie są... bo zbiegów okolicznosci ni

Jak trwoga, czyli niezbadane są ścieżki....

  Z listu do R.   (..) Poza tym... nasze kryzysy zostały nam dane DLA NAS SAMYCH. To MY sami mamy się nauczyć tego, jak być SOBĄ SAMYMI. Innymi słowy jak sprawić, żebyśmy na powrót zawierali 100% cukru... w cukrze. Bo żyjąc szybko i chaotycznie straciliśmy znaczną jego część.   Już teraz wiem, że Bóg zesłał nam to wszystko, żebyśmy się zatrzymali, przejrzeli na oczy i WYCIĄGNĘLI WNIOSKI. A wniosków wyciąganie, to dla mnie proces. Przykład? No, wczoraj wydawało mi się, że wszystko już skumałam i już Marian może wracac do domu, 'Boże, jestem zrobiona z tematem, niech juz wraca, tylko szybko, bo tęsknię!'. A tymczasem to nie hipermarket całodobowy. Bo drugiego dnia w południe otwiera się nagle przede mną głęboka wiedza, głębsza i znacznie bardziej subtelna i uduchowiona, niż ta poprzednia....   O to właśnie chodzi... taka powieść szkatułkowa, jak 'Pamiętnik znaleziony w Saragossie'. Czytałeś? Ja nie skończyłam, bo na końcu zmęczyła mnie jednak ta k

Odpowiedzialność 1/22

Byłam na pierwszych zajęciach. Tematy banalne, tak banalne, że na początku zastanawiałam się, po co tam siedzę. Bo najpierw pytanie o to, czym jest rodzina, a potem o to czym jest odpowiedzialność.  Phi.... oczywiste oczywistości - pomyślałam, uśmiechając się z niedowierzaniem. Potem nie było mi już tak wesoło... w zasadzie wyszłam zadziwiona, raczej roztrzęsiona, świadoma tego że muszę zacząć uczyć się wszystkiego od nowa. Przede mną 22 tygodnie.   Chciałabym już to wszystko wiedzieć, ale zdaję sobie sprawę z tego, że nad tą wiedzą trzeba jeszcze pracować. Że samo jej posiąście nie spowoduje, że moje życie się zmieni. Że muszę o tym myśleć i konsekwentnie wprowadzać w czyn. Zaczynam od Odpowiedzialności. Rodzina będzie potem...   Co znaczy być odpowiedzialnym cżłowiekiem? Oczywiscie! Ponosić konsekwencje swoich czynów - wykrzyknęłam. Opiekować się i troszczyć o innych - dodali pozostali. A tymczasem, wcale nie! To, co w moim przekonaniu miało być odpowiedzialnością, wcale nią

Puszka Pani Dory

Ten poprzedni post, Bajka o dwóch mężach, mnie otruł. To tak, jakbym otworzyła puszkę Pandory i wypuściła demony. Pracując nad swoim cierpieniem przez prawie trzy miesiące, byłam już jakoś poukładana. Starałam się przede wszystkim nie myśleć, bo wewnętrzny lektor i filmy wytwarzane przez własny umysł są najgorszym siedliskiem sączącej się w dusze trucizny.   Napisałam i znów umarłam.   Tak jak prawie trzy miesiące temu od kiedy rzecz stała się dla mnie oczywista, ale jeszcze nie została wypowiedziana przez Mariana. Jak wtedy, kiedy czytałam te cholerne maile z potwornym drżeniem duszy, szukając wymówki i wytłumaczenia każdego napisanego w nich słowa. To drżenie i nieprawdopodobny strach, jaki się we mnie wtedy urodziły były najgorszym doznaniem, jakie kiedykolwiek dane mi było przeżywać w życiu. Nie sądziłam dotychczas, że można się bać aż tak. To rodzaj rozdzierającego duszę potwornego, zwierzęcego lęku, który powoduje paraliż i nie pozwala nawet oddychać.   Jest tak ja

Bajka o dwóch mężach

Ona (Q) do Zet (18 września): Nie radzę sobie ze złością do mojego męża, za to co nam zrobił, że już ustawił sobie życie, za to że ciągle mi stawia warunki i dziś np. chce zabrać dziecko na dwie noce (bo ja jadę na urlop na 2 tygodnie - podczas kiedy on z Kubą już był) i nic sobie nie robi że się nie zgadzam. Mówi, że jedzie do przedszkola i zabiera, bo ma takie prawo. KURWA no ma, ale tak się nie robi! Nie umiem sobie tego poukładać. Walczę z nienawiścią, żalem a poczuciem, że Kuba musi się z nim widywać.   Jak dałaś radę? Zet do Q: Zacznę od tego, że on żyje tym, że się wkurzasz. I że możesz się żołądkować i nic nie zrobisz. Bo nie masz na to wpływu. I teraz robi ci na złość, ale kiedyś mu się znudzi. I jedyne, co możesz zrobić, to wytrzymać. Nie ma innej rady. Wiem, że łatwo mówić, ale przeszłam to. Do dziś przechodzę. Jeszcze często mnie nosi i kosztuje bardzo dużo, ale... jestem wolna. Wolna, chociaż tak zadłużona, że głowa mała. Kiedyś się uda z tego wyjść - h

Człowiek z Ograniczoną Odpowiedzialnością

Są dwie kategorie ludzi - kobiety i inni - nazwijmy ich - twory z ograniczoną odpowiedzialnością. Tak chciałam zacząć tego posta. Ale to było jakiś miesiąc temu... Zanim... o tym za chwilę... Czekał miesiąc, zanim dojrzałam do napisania go. Od tego czasu zmieniło się wszystko. Oprócz jednego - nadal go kocham, chociaż na podstawie wiedzy, w której posiadanie dość niespodziewanie weszłam - oceniam to wszystko już zupełnie inaczej. I inaczej tłumaczę. Nadal kocham... jak to gładko wygląda na ekranie komputera... Jeszcze.. nadal... nie wiem jak długo... modlę się, żeby wciąż... od tego czasu zdarzyło się tak wiele rzeczy, z powodu których powinnam go już dawno znienawidzieć, ze to aż trudno opisać. Trudno, bo rzeczy są tak niewiarygodne, że normalny człowiek nie da rady wytłumaczyć ich w racjonalny sposób. Racjonalność w moim przypadku zastępują trzy litery. Wyrok, jeśli nie chce się z nimi niczego zrobić.  Ciężkie, ale do wyleczenia, jeśli sie nad tym pracuje.W moim przypadku... w

Początek końca hydry, czyli: Tak, jestem DDA

Zupełnie zapomniałam o tej piosence. Wieki całe nie słyszana, usłyszana - jakbym cofnęła się dobre 15 lat.... I dobrze, to fajne uczucie ;) Strasznie się cieszę, bo idę dziś pierwszy raz na moją grupę... Może moje życie przestanie wreszcie wyglądać jak tło tego teledysku ;) Wzruszyłam się dziś, bo dostałam propozycję finansowego wsparcia w tym bałaganie, z którym zostałam zostawiona. Zaproponowała mi to osoba, po której w życiu bym się tego nie spodziewała... Powiedziała - jak będziesz miała sznur na szyi i będziesz wiedziała, że dzieciom może coś grozić, przyjdź. Mam odrobinę. Oddasz, jak będziesz miała... Nie mam zamiaru skorzystać, ale... to było naprawdę fajne uczucie. Idę na 17.00.

Dziennik z podróży. Dzień trzeci.

Kochany, to już siedemdziesiaty trzeci dzień naszej wyprawy. Płyniemy wciąż przed siebie. Po wburzonych wodach Bałtyku i Morza Północnego, wyszliśmy na też spieniony, ale spokojniejszy już Atlantyk, żeby przecinając potem Zwrotnik Raka i Koziorożca (ten ostatni w dniu twoich urodzin) - dotrzeć wczoraj - do Przylądka Dobrej Nadziei. Pisze o tym dziś, bo podejście do niego zajęło nam chwilę, morze było niespokojne, walczyliśmy dłuższy czas, aż wreszcie sie udało! Przylądek Dobrej Nadziei zdobyty! Muszę powiedzieć, że doświadczenie było niezwykłe. Walczyliśmy z żywiołem długo, w pewnym momencie miałam juz wrażenie, ze zwąpienie wzięło w nas górę, ale okazało sie to ułudą. Większa część załogi walczyła zajadle podtrzymując mnie na duchu. I wtedy, kiedy powoli opadalismy z sił, nastąpiło coś niezwykłego! W momencie podejścia, morze się uspokoiło i zaświeciło słońce. Nieprawdopodobne doznanie! Po ponad siedemdziesieciu dniach walki z burzą, nagle okazało się, że nadzieja Przylądka s

Prawdziwy Osioł

Jest tylko jeden. Jedyny. Prawdziwy. Trafiłam właśnie na uroczą stronę, czytam i uśmiecham się do siebie.     Kłapouchy twierdzi:   '.... czym są urodziny? Dziś są, jutro ich nie ma... '   'Bądź ostrożny, kiedy pochłonięty swoimi sprawami stoisz nad brzegiem rzeki. Możesz zostać wbryknięty do wody'.   'Bzyczące bzykanie dochodzące z wierzchołka drzewa nie oznacza wcale, że skapnie ci się trochę miodu'   'Co za dzień, pewnie będzie padać...'   'Co komu do tego, skoro i tak mniejsza o to?'   'Czasami leżę w trawie i wcale mnie nie widać – mruknął Osiołek – i świat jest taki ładny. A potem przychodzi ktoś i pyta: „jak się dziś czujesz?” I zaraz okazuje się, że okropnie...'   'Dla kogoś, kto leży na dnie rzeki, kasłanie czy brykanie – to wszystko jedno.'   'Gdy do Lasu przyjdzie Bardzo Rozbrykane Zwierzę i ktoś ci w ogóle powie, że przyszło, powinieneś zapytać, kiedy sobie pójdzie.'

Praca domowa

Dobrze Pani idzie pisanie, napisze więc Pani pracę domową - mówi kobieta siedząca naprzeciwko mnie uśmiechając się do mnie. Od kilku tygodni spotykamy się średnio co dwa-trzy dni i rozmawiamy. O wszystkim i o niczym. Tak po prostu. Analizujemy. Myślimy. Uspokajamy. Odczarowujemy. Potrzeba mi tego, już dawno mi to było potrzebne, tylko nie znajdowałam na to czasu, bo miałam wrażenie że daję sobie ze wszystkim radę. Tymczasem nawastwiło i nałożyło się tyle, że jednak nie dałam rady.   Jest początek roku, czas podsumowań i równego układania rzeczy na półkach. Proszę bardzo. Mogę układać, tym bardziej, że przerobiłam to już chyba wcześniej we własnej głowie, teraz tylko systematyka i decyzja czy czerwone swetry idą do swetrów czy do koloru czerwonego a granatowe dżiny do ciemnych czy może do casual clothes....   Co było dla mnie najcenniejsze w minionym roku?   Paradoksalnie, mimo wszystko, to co się stało... i wszystko, co jest z tym związane. Sporo będzie tych najcenniejsz

Tramwaj zwany przeznaczeniem

  Senne majaki. Widzę je, budzę się, czasami zapamiętuję. W pierwszej chwili nie rozumiem. Jednak po jakimś czasie zaczyna docierać do mnie sens na poczatku ukryty.     Scenariusz jest zawsze taki sam: najpierw jest sen, potem jest strzał (czuję jakbym została pocięta maczetą na najmniejsze kawałki świata), potem przychodzi kryzys. Siedzę i płaczę. Rozpamiętuję, rozdrapuję. Rozcieram łzy na policzkach. Wsiadam w auto i jadę przed siebie. Najczęścej do Torunia - bo droga prosta, można kręcić tyle, ile fabryka dała, w jedną stronę 1,5 godziny pędu i radia odkręconego prawie na pełny regulator. Czasami - jak ostatnio - postój na stacji, kawa, tankowanie, potem chwila na parkingu, telefon do przyjaciółki i ryk po odłożeniu telefonu. Potem kolejne kilometry w deszczu i ciemności sto sześćdziesiąt na godzinę ze wzrokiem zamglonym cieknącymi łzami. Powroty są łatwiejsze - jedzie się z mniejszą prędkością, ale jakby szybciej, postojów już przeważnie nie ma (chociaż to wcale nie reguła,

A imię jej ... CZYDZIEŚCI I CZY

  Bardzo dobrze się złożyło, ze znalazłam ten horoskop. Najpierw przeczytałam inny, bo nie doczytałam do końca i wyszło, że jestem Sępem - ptaszyskiem nie bardzo ładnym, aczkolwiek wporzo. Potem okazało się, iż ślepą komendą będąc przegapiam to, co w życiu najlepsze i najbardziej emocjonujące. Gdyż, jak się okazało, dla Azteków jestem nie Sępem brzydkim, acz wporzo, a Trzydziestką Trójką, czyli DAREM LUDZI ZESŁANYM Z NIEBIOS. Zatkało mnie, szczerze powiem, ale we wszystko co prowadzi do uleczenia mej duszy, wchodzę jak w masło :). Nie wiem tylko, co za idiota wkleił w to okienko zdjęcie lekarza, może tylko w ten sposób kojarzył mu się dar niebios, ale będę ponad to... za to wszystko, co tam napisali, daruje sobie złośliwe komentarze.... Zacznę więc od początku...   Dla Azteków osoby, których suma daty urodzin wynosi 33, były darem niebios. Miały być wcieleniem harmonii, wiedzy, mądrości i uczciwości. A w dodatku uchodziły za wzór piękna. Z takimi mistrzowskimi liczbami zajmowały

Keine grenzen

Uczę się wytyczać granice. Z głową i na spokojnie. Tak, żeby nie uczynić szkody sobie i M. Wyrzucam z siebie złe emocje. Wydycham je i widzę, jak ulatują w niebo w obłoku mojego zamarzającego na mrozie oddechu. Zapisuję wszystko, żeby pamiętać. Żeby wreszcie zacząć żyć. Pełną piersią, tak jak nigdy jeszcze nie żyłam. Wierzę, że wszystko dzieje się po coś. Wiem po co dzieje się to, co się dzieje. Mam nadzieję, że wreszcie nauczę się tego, czego mam się nauczyć. Przede mną przecież jeszcze tyle dobrych chwil...        

Love actually?!

Wcale nie chciałam tak tego nazwać. Ale... zostałam zmuszona. I nie potrafię o tym myśleć inaczej, niż w  ten własnie sposób... Może rzeczywiście coś w tym jest? Chociaż od początku to bardziej jak 'Lot nad kukułczym gniazdem', ale może ja się nie znam? W końcu nazwę nadał temu zdarzeniu człowiek, który na co dzień przywraca wariatów światu :)      Grudniowy, chłodny, ciemny sylwestrowy poranek. Dzień po dość intensywnie nieprzyjemnych zdarzeniach, które spowodowały uzasadniony wybuch kobiety, dość spore poczucie winy mężczyzny i gigantyczny przepływ energii w obydwu kierunkach...     Centrum miasta. Starego Miasta. Dookoła stare kamieniczki, kościół, kultowy budzący się do życia, pachnący jeszcze świętami i nadciągającym nieuchronnie sylwestrem kwartał straganów z warzywami, sodowe latarnie stylizowane na stare gazówki. Bez śniegu, ale ze szronem na szybach samochodów po pierwszym w tym roku poważniejszym przymrozku.   Krótko ostrzyżona szatynko-brunetko-blondyn

Rozważań niedzielnych. Ciąg. Dalszy.

'Proszę mądrze wyznaczać granice' - usłyszałam w Sylwestra. Mądrze. Granice. Wyznaczyć. 'Na Nowy Rok życzę Pani umiejętności kierowania się swoją intuicją. I słuchania jej, bez włączania myślenia. Ono ogranicza. Trzeba kierować się mądrą intuicją, która przestaje być słyszalna, jak ją próbujemy zagadać. Trzeba wygospodarować TYLKO dla siebie chwile ciszy, w których będzie słychać głos intuicji. Jak idę z psem, to idę z psem. Jak idę z sobą, to jesem ze sobą. Tak, żeby nic nie zakłócało tego słuchania' - tak kończymy nasze ostatnie spotkanie w tym roku.   'Na razie się nie umawiamy, proszę to wszystko przetrawić, jak będzie Pani gotowa, czekam na sygnał, pogadamy'  - stoję już na schodach - pół piętra niżej. On zamyka drzwi i idzie do innego pomieszczenia. Zostaję na schodach sama, odwracam się, o dziwo - uśmiech nie schodzi z mojej twarzy.   Trawię temat. I robię jak zwykle - odkładam go na chwilę na bok, czekam aż 'sam' mi się ułoży i przes

Postanowienia

Podobno postanowienie albo plan zapisany w Sylwestra się spełnia. Podobno ten wieczór ma w sobie wieką moc i siłę sprawczą. Podobno nie powinno się wtedy być samemu. Podobno.... Wszystkie powyższe wypełniłam... Jeszcze nie wiem, czy podobno oznacza rzeczywiście lub na pewno. Do odkrycia prawdy już tylko 364 dni...