Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z 2013

Znalezione w sieci

"[...]I rzecz najtrudniejsza, która rodzi się w dojrzałości i w dojrzałej współzależności: wiem, że jestem współzależny. Lepiej mi się żyje z tobą, mam dowody, że ty też tak czujesz, ALE wyrzucam listę krzywd i zasług. Dopóki w związku podkreślam: "a ja ci wyrzuciłem śmieci", jestem na złej drodze. "Współzależność". Z Tobą jest mi pod wieloma względami lepiej, łatwiej, cudowniej. Nie muszę być z tobą, tylko być z tobą chcę. Jestem współzależny, a nie zależny czy uzależniony. Ty mi coś dajesz i ja ci coś daję. Śmieci wyrzucam zawsze "nam". Wkładam w relację tyle, ile mogę, potrafię, chcę w danej chwili." Lepiej bym tego nie ujęła.... Ale też: 'Jesli jeszcze nie spotkałas mężczyzny, z którym chciałabyś się zestarzeć, nie martw się, bez niego też sie zestarzejesz, tylko trochę wolniej'. Boska Czubaszek :D

Mam swój pierwszy milion!

W wieku 40 lat zarobiłam swój pierwszy milion!   I to nie byle jaki! MILION DOLARÓW!   Stoję przed lustem i uśmiecham się do siebie. Sama świadomosć miliona na koncie spowodowała, że moja próżność i miłość własna poszybowały wysoko, wysoko, hen, hen.   Nieprawdopodobne jest to, że to ludzie z mojego otoczenia dowiedzieli się pierwsi i to oni zaczęli mi najpierw gratulować. Ja się domyślałam, nie chciałam jednak wierzyć, sądziłam że jak zwykle mam zwidy... tyle ostatnio się działo...   JESTEŚ TAK DIABELSKO PIĘKNA, ŻE TRUDNO ODERWAĆ OD CIEBIE WZROK   Podeszła do mnie koleżanka i mi to po prostu powiedziała... padłam... festiwal zachwytów nad moją osoba trwa od kilku dni. Oświadczyn niemal. Oświadczają się kobiety. W ciągu ostatnich trzech dni - aż pięć!   Tak - zaczęłam czuć się dobrze sama ze sobą. Tak - podobam się sobie. Tak - zaczynam się lubić i oceniać pozytywnie. Wewnętrzna równowaga to podstawa wszystkiego - wszystko zaczyna się samo układać. Tak - wygląd

O miękkim ogórku przypowieść to.

Małych, a ważnych wydarzeń w moim życiu ciąg dalszy. Oczywiście, farmakologia i psychoterapia też są niezwykle ważne, ale... bez tych zdarzeń nie mogłabym wrócić 'do siebie' takiej, jaką byłam i jaką się lubiłlam i akceptowałam.    Dziś rano spojrzałam w lustro i stwierdziłam rzecz, której do wczoraj sobie nie uświadamiałam. Jestem mazgajem, miękkim ogórkiem i wyjątkową egoistką. Rozpaczam, płaczę, jęczę, rozczulam się nad sobą. Nie mam tymczasem powodu.   Bo mam wszystko - swoje dzieci - niezwykle mądre, zdrowe, rozwijające się, piękne. Mam przyjaciół, którzy w najcięższych dla mnie chwilach zupełnie bezinteresownie pilnowali, żebym nie zrobiła głupstwa, mam znajomych, którzy postępowali tak samo, mam cudownych bliskich (nie połączonych ze mną więzami krwi, tylko - wierzę - prawdziwą przyjaźnią), którzy wspierali mnie i wciąż wspierają. Mam życie, po dwie zdrowe ręce i nogi, inteligencję, zaradność, uśmiech na twarzy, wyglądam naprawdę dobrze. Mam wszystko. Inni częs

ani róże, ani całusy małe-duże...

  Obudziłam się dziś po północy z tą piosenką w głowie. Tak po prostu. Obudziłam się. I usłyszałam ją. W głowie. Miłość to nie pluszowy miś ani kwiaty. To też nie diabeł rogaty. Ani miłość kiedy jedno płacze a drugie po nim skacze. Miłość to żaden film w żadnym kinie ani róże ani całusy małe, duże. Ale miłość - kiedy jedno spada w dół, drugie ciągnie je ku górze.

Dylematy

Mam wyłączyć myślenie, a cały czas myślę. Ci, którzy znają się na rzeczy mówą z przekonaniem: 'wyłączyć myślenie'! No ale przecież się nie da! Myśli się samo. I koniec. Nie ma jak wyłączyć.   A jak tak siedze i bez sensu gapię się w ścianę myśląc, zaczynam płynąć. Zaczynam wątpić, zaczynam szeptać: 'a może miał rację'? Może nie jesteśmy sobie potrzebni, może życie w pojedynkę jest lepsze, łatwiejsze i przyjemniejsze?   Może. Ale nie jest takie, jakie było wcześniej. Rzeczy nie są takie same, jesli ogląda się je w pojedynkę, nie cieszą tak jak cieszyłyby oglądane wspólnie przez pryzmat radości naszego dziecka. Wino stoi nieotwarte, bo nie smakuje tak, jak smakowało pite z dwóch kieliszków. Po prostu.   Od zawsze twierdziłam, że jestem zwierzęciem stadnym. Że muszę należeć do kogoś, żeby być szczęśliwą.   Dziś był cieżki dzień, być może właśnie z tego powodu. Codzienne stanie o poranku we własnej kuchni obok ogromnej bryły lodu mówiącej do ciebie zimnym g

Jak dobrze wychować....?

Ponieważ cały czas chodzi za mną ten temat, zajrzałam do internetu w poszukiwaniu złotych rad 'zaklinaczy zwierząt'.   I oto, co znalazłam:   ... działania opiera na metodzie naturalnej pochodzącej z Francji. Polega ona na pozytywnych wzmocnieniach poprzez nagrody. Nie ma w niej miejsca na kolczatki czy rozwiązania siłowe. – Ta metoda wymaga cierpliwości i konsekwencji, on musi znać swoje miejsce....   .... musi być miejsce ma stanowczość, ale bez zastraszania, potrzebne są krótkie komendy. Trzeba pokazać, co ma zrobić, bardziej rozumie nasze gesty niż mowę. Dlatego w części ćwiczeń nie odzywamy się, opieramy wszystko na ruchach. To są tysiące powtórzeń...   .....jest tak, że zastraszony, złamany w którymś momencie odpowie agresją, nawet zwyczajnie ze strachu. Gwałtowny ruch odczytany jako zagrożenie wystarczy...    .....najszybszą i skuteczną reakcją na złe zachowanie będzie ignorancja. Szybko zrozumie, że musi skorygować swoje postępowanie....     N

Wszystkie stworzenia duże i małe

Facet jest jak pies. To wiedziałam, babcia zawsze tak mówiła. 'Dziady są jak psy - i to masz, Córeńka (tak do mnie mówiła), zapamiętać na całe życie! No to zapamiętałam. Ale... rozbawiło mnie ostatnio pewne spotkanie. Rozbawiło i dało wiele do myślenia... I przypomniało to, o czym mówiła Babcia. Może w inny sposób, ale.... jakby przypomniało mi się ;))   'Faceci są jak psy, jak się boją, to szczekają i gryzą' - tak mi powiedział dwa dni temu pewien mądry, jak zorientowałam się po rozmowie, człowiek. Ha... I co ja mam teraz zrobić z tą wiedzą? Zacząć studiować kynologię, cholera? Dobra, na spokojnie. Nie dość, że szczerzy kły, szczeka i gryzie, to jeszcze kompletnie nie można do niego dotrzeć. Zero porozumienia, zero możliwości przebicia się, szansa, że jak się poruszysz, natychmiast rozerwie ci tętnicę. Jedyny ratunek? Oblać zimna wodą, wtedy ochłonie. Tylko to działanie na chwilę... Albo.... może.... ułożyć....? Taki zły i szczerzący kły doberman siedział dwa dni

Plusy ujemne i plusy dodatnie

Zawsze wydawało mi się, że moja szczęśliwa liczba, to 7. Może 8. Nigdy 31.  Nie wyobrażałam sobie, że proste połączenie tych dwóch cyfr sprawi mi tyle radości, dostarczy ogromnej porcji energii i niezwykle korzystnie wpłynie na moje morale.   Trzy plus jeden. Nie jeden i trzy, to byłaby przesada. Ale trzy plus jeden. Fajnie brzmi i fajnie wygląda. Bardzo fajnie. Bardzo... Szczególnie na metce dżinsów :)   Nigdy w życiu nie nosiłam spodni takiego rozmiaru. Najmniejsze, jakie pamiętam, to 32, a wtedy wydawalo mi się, że jestem szczupła. To było jakieś.... 20 lat temu. Od tego czasu tylko wzdychałam do swoich wspomnień metki z tym numerkiem na granatowych sztruksach.   Tymczasem dwa dni temu przymierzając dżiny, musiałam bardzo wkurzac czekających do przymierzalni. Zaczęłam od 34 - utopiłam się, potem było 33 - nadal wór, 32 - nadspodziewanie luźne, 31 - pasują. Ale... moze ja źle widzę, moze coś jest nei tak. Wyszłam z przymierzalni i poszłam do dużego lustra. A że nie było

:)

Wcale, ale to wcale nie mam powodów do śmiechu. Albo jeszcze przed godziną wydawało mi się, że nie mam. Całe szczęście, że są ludzie, którzy potrafią przywrócić we mnie wiarę... we mnie :)   Od rana sypie jak cholera, za oknem zima (wczoraj o tej porze było raczej wczesnowiosennie, niż jakkolwiek inaczej), zrobiło mi się świątecznie.... Od rana chodzi za mną ta piosenka. Chodzi i śpiewa, bo gram ją non stop :)         Absolutne zaprzeczenie (słowne przede wszystkim) kolęd, pastorałek i innych świątecznych miodków. Mocna, męska, mięsna pieśń okołobożonarodzeniowa. Uwielbiam.   Śpiewam dalej :) Fairytale of New York It was Christmas Eve babe In the drunk tank An old man said to me, won't see another one And then he sang a song The Rare Old Mountain Dew I turned my face away And dreamed about you Got on a lucky one Came in eighteen to one I've got a feeling This year's for me and you So happy Christmas I love you baby I can see a better time When all o

Dupa, dupa. Czarna dupa. Biała dupa. D.U.P.A

Upadki i wzloty. Wiara, nadzieja, miłość, Nienawiść, zwąpienie, apatia. Płacz do wyrzygania flaków, euforia na przemian z dojmującym smutkiem i szaleńczą pewnością, że wszystko będzie jak było.   Potworne huśtawki nastrojów, niepewność, słowa ostrzejsze, niż najostrzejszy nóż przeciągany po tętnicach.   Niemoc podniesienia się z kolan, nienawiść, na przemian z niedpowierzaniem i rozpaczą, że wszystko co słyszę i otrzymuję to bezlitosny podarunek od teraz na zawsze. Bronię się przed tym rękoma i nogami.   Okruchy szkła Królowej Śniegu w sercu Kaja, niemożność dotarcia do jego wnętrza. Jego ciało potwornie najeżone kolcami i złością. Odpychanie każdym słowem i gestem. Bezlitosne słowa tnące serce na tysiące niesklejalnych kawałków.     Zwątpienie i potworny, ciągnący się gdzieś w środku smutek, który nie pozwala normalnie funkcjonować.   To tak w skrócie... myślałam, że powoli zacznę dochodzić do siebie i podnosić się z tej historii, tymczasem im więcej drzew.... des

Jedna jaskółka

.... pewnie, że nie czyni, ale jakoś mi lżej. Uśmiechaliśmy się dziś do siebie tak po prostu z powodu śmiesznej rzeczy, którą powiedziałam. Rozmawialiśmy też w miarę spokojnie i normalnie. O niczym, bo o 'czym' odmówiłam stanowczo. I na razie tak powinno zostać. Wiem, że nie czyni, wiem, powtarzam to sobie cały czas, ale dzięki temu znacznie spokojniej mogę robić inne rzeczy... nie roszczę, nie oczekuję, przyjmuję sytuację taką jaka jest. Tak jest lepiej. Może to oznaka pierwszych zmian? We mnie, bo ode mnie musi się wszystko zacząć...

Ile, pytam....?

Ile upokorzeń można znieść, żeby wciąż pozostać sobą? Ile, żeby nie zwątpić, ile, żeby jeszcze mieć siłę do walki i wierzyć że ta walka ma sens? To, co sie teraz dzieje to niewątpliwie rodzaj próby dla mnie. Wiem to, tylko... no ok, może byłam nie taka jak trzeba? Ale kto z nas jest chodzącym ideałem? Znam, ale niewiele ;)   To, co codziennie słyszę i czytam, to niewątpliwie chęć odpechnięcia mnie od siebie i zabicia przez niego tego, co być może jeszcze się gdzieś tam w nim kolebie i nie daje spokoju? Może liczy na to, że stwierdzenie 'nie kocham cię' powtórzne po tysiąckroć stanie się prawdą?   Dziś mi powiedział, że niezależnie od tego, jak bardzo chce go przeczołgać, on już podjął decyzję.     Nie jestem tego taka pewna...   Nie jestem też pewna tego, czy kiedy to wszystko sie skończy, będe mogła jeszcze na niego patrzeć...

Dobre samopoczucie

Z godziny na godzinę coraz mocniej potęguje się we mnie uczucie, że M. nie tak sobie to wyobrażał.   Sądzę, że myślał, że jak zwykle przeprowadzi to po swojemu - poinformuje mnie, że się wypalił i odkochał i że odchodzi. I odejdzie. Stanie u drzwi swoich rodziców, powie, że zdecydowaLIŚMY o rozstaniu i poczeka aż emocje opadną a wszyscy ochłoną. Tak scenariusz miał chyba wyglądać. A chyba zaskoczył go tymczasem fakt odwrócenia ról i przejęcia przeze mnie kontroli całej sytuacji. Rodzaju przejecia, bo o przejeciu mówić w takim wypadku przecież nie można... to emocje, uczucia, wszystko jest tak nieprzewidywalne, że aż nieprawdopodobne. Inaczej -  chyba zaskoczył go fakt, że nim skończył mówienie, że musi się od nas uwolnić, już wiedzieli o tym wszyscy... Był zaskoczony. Ale chyba bardziej wściekły. Oczywiście to moja wina, że teraz pół rodziny schodzi na zawał, bo to ja im powiedziałam... Nie fakt, że wykonał woltę, ale to, że o naszych sprawach wiedzą inni... Podczas którejś

Ożeszfak

Seba uświadomił mi dziś, że mam przejebane. Gadaliśmy o całej sytuacji ponad godzinę.   Od początku wiedziałam, że potrzebuję do ogarnięcia tego wszystkiego jakiegoś rozsądnego, trzeźwo patrzącego na wszystko i mocno bezstronnego faceta.   Twierdzi, że mam przejebane po całości. Że, co prawda, nie składa mu się w całej układance parę (nie moich) klocków, ale generalnie i po całości - przejebałam.   Prochy chyba zaczynają wreszcie działać, bo ani razu w trakcie tej rozmowy się nie wkurzyłam, nie próbowałam bronić własnego zdania. Po prostu słuchałam. I próbowałam zrozumieć. I co ciekawe - znów - po kilku latach przerwy - oceniałam się, jakbym stała z boku i nie mówiła wcale o sobie...   Tak, przejebałam. Tak, popełniłam dużo błędów. Tak, dużo w tym też afektu spowodowanego moja chorobą, ale i dużo mnie samej. Tak. Tak. Tak...   Ale ani ja, ani on nie potrafiliśmy odpowiedzieć na pytanie, czemu nie dostałam szansy na udowodnienie, że chcę sie zmienić... Z listu do

Egoiste

Bądź egoistką - mówi mój dobry znajomy. Jeśli chcesz, to walcz, ale się nie poniżaj. Jesteś młoda i dużo przed tobą. Jeśli tak rzeczywiscie zrobił, jak nam się wydaje, to nie był ciebie wart i już. Nawet ja wiem, że coś się zmienia, żeby nowe było fajniejsze. Nie widzę powodów do długoterminowych smutków. To nielogiczne! Wychodząc wczoraj wieczorem do sklepu po buty dla mojej córki nie spodziewałam się, że gdzieś pomiędzy zjazdem z poziomu minus jeden na poziom minus dwa centrum handlowego dostanę taką skondensowaną dawkę intensywnej mądrości życiowej.   Napisał ot tak, po prostu. Pewnie o mnie zwyczajnie pomyślał. Zaczął od: 'Jak się trzymasz, mała'?  A skończył na genialnym przepisie na życie...

...ufam Tobie!

Miałam dziś niezwykły sen. Byłyśmy gdzieś z Młodą za miastem. Koło jakiegoś domu. Chciałam w nim wyłączyć alarm, nawet nie wiem, jak do niego weszłam, po prostu nagle byłam w środku. I wtedy wszystko przyspieszyło... zdążyłam tylko podnieść dłoń, żeby zacząć wystukiwać cyfry, ale już przy pierwszej wiedziałam, że zabraknie mi czasu.  Przy drugiej wiedziałam, że przebrnę przez trzecią, ale na czwartą zabraknie mi refleksu.... wiedziałam, że mimo wklepania prawidłowej kombinacji cyfr, ostatnie piknięcie wyzwoli głośny, zabójczo głośny dla mojej duszy wwiercajacy się w nią jęk. Bo to nawet nie syrena, tylko taki potężnie ściskający, jęczący z bólu 'coś', który powoduje, że dusza chciałaby się zwinąć w kłębek i wskoczyć na dno oceanu i leżeć tak tam zwinięta do końca świata... Skucha była, alarm się teoretycznie włączył. Teoretycznie, bo syrena... nie wyła. Wiedziałam tylko, że go uruchomiłam. Natychmiast, jak spod ziemi wyrośli dookoła mnie ochroniarze. Wysocy, postawni, u

Przepastne orzechowe

Jest taka kobieta, której co rano zaglądam głęboko w oczy. Często mam wrażenie, że odzwajemnia mój wzrok. Głęboko, ze zrozumieniem, ze stojąca za nią mądrością pokoleń. Głębokie, orzechowo-czarne oczy, piękna, nieruchoma twarz. Wokół niej kwiaty i świece.   Drewniana, ale patrząc na nią i mówiąc do niej, mam wrażenie, że prowadzimy monolog. Ja z moim pokornym 'daj mi zrozumiec', 'pozwól mu uwolnić mysli', 'pomóż naszej rodzinie być znów razem', 'pomóż nam się zmienić tak, żebyśmy naprawili to wszystko'. Ona z tymi swoimi smutnymi, głęboko mądrymi, orzechowymi oczyma. Wiem, że wszystko rozumie, wiem że będąc matką, żoną, kochanką, kobietą wie doskonale o czym mówię. Jestem przekonana, że sama, tak jak ja i tysiące klekających u jej stóp przede mną kobiet, przechodziła to samo.   Tak samo cierpiała, tak samo płakała, tak samo drżała słysząc wydany na siebie wyrok. Figura, jakich setki, ale te oczy... głębokie, orzechowe, niezwykle mądre... rozumie

Oddychać...

Wierzę, że rzeczy nie dzieją się przypadkiem. Że wszystko zapisane jest u góry i dzieje się po coś. Zawsze tak powtarzałam, gdy wokół przetaczały się burze i wichury. Powtarzajac tak, trzymałam tych, którzy tego potrzebowali, za rękę, i silnym, pełnym głosem, jak mantrę powtarzałam że wszystko dzieje się po coś, a to co jest teraz - na pewno skończy się dobrze...   I, o dziwo, zawsze pomagało. I kończyło się dobrze. Zawsze miałam wizję tego, jak to się potoczy i zawsze tak właśnie sie toczyło...   Zaskakujące, jak łatwo widzieć jasno i wyraźnie w nie swojej sprawie. Jak wielki spokój można mieć w sobie stojąc z boku i trzymając kogo innnego za rękę. Jak wielką otuchę można dać osobie, która ufa ci ślepo, bo wierzy...   Teraz przyszła kolej na mantrę dla mnie. Najgorsze jest to, że nie potrafię jej dla siebie stworzyć. Że nie widzę też wokół siebie nikogo o wystarczająco mocnym i kojącym głosie, kto spowodowałby, że zacznę oddychać miarowo i uwierzę. Bardzo chciałabym wierz

Poukładanie

Czytam, co napisałam parę dni temu. Chaos, moje porwane, przerażone, galopujące myśli. Zero wyjaśnień, streszczeń, przypisów i didaskaliów. Historia banalna, jakich wiele. - Zdecyduj się, widzę że jednak z tym nie skończyłeś. - Skończyłem, o co ci chodzi. Nie wracaj do tego, to się robi nudne, a twoja mania prześladowcza wręcz śmieszna... - Jednak temat jest wciąż aktualny, chcę z tobą na ten temat porozmawiać. - Mów, proszę, jestem ciwkaw, co tym razem wymyśliłaś. - Wróć do domu, pogadamy... .......... - Nie skończyłeś z tym, mimo twoich zapewnień to się cały czas rozwija. I nie jest tak, że to tylko jedna strona prowokuje. Sam to ciągniesz. A wiesz, co jest najgorsze? Że nosisz jej to samo śniadanie co mi i śmiejesz się z tego, jak ze mnie szydzi mówiąc, że jestem gruba... poza tym te teksty o tęsknocie z powodu nadciągającego weekendu, o tęsknocie w ogóle. Zdecyduj się, nie chcę być oszukiwana.   - Nic nie ma, to była pomyłka. Ale od paru miesięcy dojrzewam do t

bajka o niczym chyba...

Historię tę opowiedziałam już tyle razy, że na myśl o kolejnym robi mi sie niedobrze. Sęk w tym, że jest ona od paru dni sednem mojego życia. Wokół niej krżą moje myśli, z nią związany jest każdy głęboki oddech, z jej powodu serce boli przy każdym kolejnym uderzeniu... To ona spowodowała, że ztarzymałam się z niedowierzaniem w biegu, upadłam w błoto zdzierając do krwi skórę na dłoniach, kolanach, łokciach, twarzy i ... sercu. Zastygłam w tym błocie niczym bryła lodu, nieruchoma, sztywna, niezdolna do jakiegokolwiek dalszego działania. Historia banalna, ajakich wiele, ale nigdy nie chciałam być 'wielością', zawsze marzyłam o indywidualizmie, tymczasem razem z błotem znalazłam się w grupie większości obryzganej gównem.

Fitness

Cudownie wyglądasz! Chodniesz! Rewelacja! Jak to robisz? Kobieto, ale rezultaty!!! Strasznie wam dziękuję, to cudowne, co mówicie! ! Całe życie się odchudzam bez wyraźnego skutku. A teraz, proszę - dwa tygodnie, a waga leci na łeb, na szyję. Przepis jest bardzo prosty - zero jedzenia, morze kawy i mnóstwo papierosów. Do tego codziennie tona leków uspokajajacych. I silna grupa wsparcia - on, ona. I ja. I już. To takie proste!

Marchewka z groszkiem

Coś dziś we mnie pękło. Pod wpływem dziejących się zdarzeń w jednej chwili poczułam jak kamienieję i ogarnia mnie spokój. Beton zastygł tak gdzieś w okolicy serca. Ale dzieki temu, że obrał sobie to miejsce, spokój i stabilnosć objęła również resztę klatki piersiowej. A to dobrze, bo w  ostatnich dniach to ona była źródłem paraliżującego mnie strachu i dramatycznego niepokoju.         Chociaż... moze trochę kłamię. Serce cały czas jeszcze żyje, bo czuję, że na pewne tematy reaguje zywiej, ale i to z czasem sie uspokoi. Obserwując rozwijajacą sie z dnia na dzień zażyłośc M. z jedną bardzo potrzebującą opieki, otuchy i ciepła koleżanką (tak ją nazywa i twierdzi, że ze wszystkimi przyjaźni się na takim samym poziomie), codziennie przeżywam upadki i wzloty, śmierci kliniczne i wybuchy rozpaczy.   Przez dwa ostatnie dni udało mu sie nawet uśpić moją czujność i gotowa byłam uwierzyć, ze wszystko sobie tylko wmówiłam. Jednakowoż... to moje latajace od pewnego czasu serce czuj

Jest. I będzie.

Jest do połowy pełna. Pełna. Do połowy. Pełna. Do połowy PEŁNA. Jest do połowy pełna. Pełna. Do połowy. Pełna. Do połowy PEŁNA. Jest do połowy pełna. Pełna. Do połowy. Pełna. Do połowy PEŁNA. Jest do połowy pełna. Pełna. Do połowy. Pełna. Do połowy PEŁNA. Jest do połowy pełna. Pełna. Do połowy. Pełna. Do połowy PEŁNA. Jest do połowy pełna. Pełna. Do połowy. Pełna. Do połowy PEŁNA. Jest do połowy pełna. Pełna. Do połowy. Pełna. Do połowy PEŁNA. Jest do połowy pełna. Pełna. Do połowy. Pełna. Do połowy PEŁNA. Jest do połowy pełna. Pełna. Do połowy. Pełna. Do połowy PEŁNA. Jest do połowy pełna. Pełna. Do połowy. Pełna. Do połowy PEŁNA. Jest do połowy pełna. Pełna. Do połowy. Pełna. Do połowy PEŁNA. Jest do połowy pełna. Pełna. Do połowy. Pełna. Do połowy PEŁNA. Jest do połowy pełna. Pełna. Do połowy. Pełna. Do połowy PEŁNA. Jest do połowy pełna. Pełna. Do połowy. Pełna. Do połowy PEŁNA. Jest do połowy pełna. Pełna. Do połowy. Pełna. Do połowy PEŁNA. Jest d

Lejdis

Tak będzie w czwartek. Na zwątpienie, chandrę i budujących świat facetów, bronią ostateczną mogą być wyłącznie Lejdis. Dwa dni temu spotkałam dawno nie widzianą koleżankę. Ponieważ widziałyśmy się w szkole, mogłyśmy pogadać tylko na przerwach. Takie Lejdis, tylko dwuosobowe, aczkolwiek mięso latało, tak jakby nas tam było ze czterdzieści i cztery. To znaczy ja jakoś z tym mięsem wyskakiwałam (zawsze miałaa do tego wyjątkową słabość), ona niespecjalnie wzdragała się przed słuchaniem. I dodawała swoje. Otóż... okazało się (oczywiście wiedziałam to już dużo wcześniej, tylko jakoś mi z głowy wyleciało) że w zasadzie każdy facet, to po prostu kalka tysiąca innych facetów, natomiast kobieta... no to kobieta po prostu :) . Oddajac sprawiedliwość facetom - powinni być, ale mają swoje wielkie sprawy, które trzymają świat w posadach i nic tego nie zmieni. Ktoś tymczasem musi być matką, żoną i kochanką (żeby nie było watpliowści, to jedna osoba w trzech postaciach, ta ostatnia funkcja nie pr

Do p.a.d.l.i.o.ż.e.r.c.ó.w

Jeszcze nie ostygł mój trup, a już krążą nad nim sępy. Ba! Trup nie zdążył nawet jeszcze umrzeć, a sępy juz zniżyły lot i uznały sprawę za przesądzoną. . Gotowe są zabrać się do dzieła, nie zważając na to, że patrzę na nie szeroko otwartymi oczyma i widzę, jak zbliżaja się do mojego serca. Ich pięknie polakierowane na czerwono pazurki lśnią w słońcu, zalotna grzyweczka opada co chwila na jedno oko, a delikatnie, jak u nastolatki, podkreślone szminką usta, co chwila przygryzane są nieznacznie przez dopiero-co-wyprostowane-ząbki. . Żałośni, śmierdzący padlinożercy. . Jakby to powiedzieć... trzeba było przed tą operacją pójść jeszcze do okulisty. Za plecami ściskam cienki długi i błyszczący sztylet. Za tamtymi nagrzanymi słońcema kamieniami czeka co najmniej sześć równie rozeźlonych kobiet co ja. Na mój sygnał do ataku z chęcią oskubią was na żywo piórko po piórku, potem porzucą na tej samej pustyni i poczekają aż zlecą sie inni padlinożercy i z przyjemnością dokończą dzie

A jednak się uda! Nie ma wyjścia ;)

  Mam od wczoraj na ręku koniczynkę. Śliczną. Delikatną. Moją. Dość niespodziewanie dostałam ją na pamiątkę. I jako przesłanie. Dość niespodziewanie, bo aż 30 lat od odejścia osoby mnie obdarowującej. Niespodziewanie również dla niej samej, bo jak umierała, nie miała pojęcia, że te koniczynki ktoś kiedyś dla mnie wyprodukuje. A ja nie wiedziałam, że ta koniczynka, to nie był dowód mojej winy przed laty, tylko błogosławieństwo. I przesłanie, że zostanę pod opieką na zawsze, niezaleznie od tego, czy fizyczny dowód obecności tej osoby na świecie będzie leżał czternaście stóp pod ziemią. . W dniu, kiedy odszedł wpadliśmy z naszą koleżeńską umorusaną podwórkową bandą na pomysł, że pójdziemy na łąkę i będziemy szukać czterolistnych koniczyn. Nie wiem, kto i dlaczego na to wpadł, piszę w końcu o zdarzeniu sprzed 30 lat. Pamiętam tylko, że było sierpniowe upalne i słoneczne popołudnie a my szaleliśmy na cudownie soczystej trawie na łące u sąsiadów. Zebraliśmy chyba z tysiąc takich konic

Rooooooooooooaaaaaar

To ja. Upadam i się wznoszę. Ale cały czas z zakrytą twarzą. Z trzęsącymi się rękoma, ze ściśnietym sercem i podeptaną duszą. Oczywiście, w rzeczywistości nie jestem tak piękna, ale zwinąc się w kłębek potrafię tak samo. Nienawidzę zapachu moich rąk- przesiąkniętych aż do kości nikotyną, smak tysiąca wypitych coziennie kaw zostaje na języku aż do rana. Najgorsze jest to, że nie to, co na pierwszy rzut oka wyglada jak użalanie sie nad sobą, jest tak naprawdę jedynie niemym krzykiem rozpaczy. Nie moge krzyczeć, bo ciągle ktoś na mnie patrzy - ludzie z pracy, dzieci, rodzina. Ale wyję nieustannie. Głośno, boleśnie do takiego stopnia, że gdybym wydobyła z siebie dżwięk, słychać by go było aż na Wyspach. . Na filmach bohaterowie krzyczą wtedy głośne, rozdzierające: nieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee! . I wtedy kamera najeżdża na ich twarz i widać strumienie płynących łez i skrzywioną z bólu twarz. Potem przeważnie wszystko kończy się dobrze, bo przecież trzeba potem powalczyć o os

Chciałabym dmuchnąć....

Tak, własnie to z niego zrobiłam. Z siebei też i znaszego życia. Ja i nie ja. Ale to tylko wymówki. Zrobił to demon, który wyrósł w moim ciele. Ale byłam to wciąz ja, bo demon istnieje tylko dla mnie, pozostali widzą mnie samą. . Boże, tak bardzo chciałabym dmuchnąć w magiczny pył, który leży na mojej ręce, zeby wszystko się odwróciło. Żeby stało sie takie, jak kiedyś. Żeby M. stal się moim M. Zeby był znów ze mną także myślami. Nie mam go, trace go, panicznie boję się, że to oznaka tego, że wszystko sie skończyło. . Wczoraj okazało się, ze mam głęboką depresję. Do wczoraj jednak popełniłam tyle błedów, które mogły zabić to, co (mam nadzieję) jeszcze było. Skończyło się wielką awanturą o inna kobietę. Tak naprawdę to był jednak dramatyczny sygnal od mojego organizmu, ze to ostatni dzwonek. . Wyjaśnił wszystko (kłamał, niestety w małych ale dość ważnych rzeczach, to pogłebia mój stan panicznego lęku), przeprosiłam, ale nie mogłam sie pozbierać. Opowiadałam jak się potwornie c

If they only knew.....

Jestem jak Batman. Jestem jak Superman. Jestem jak He-man (ktoś go jeszcze pamięta?) i Pudzian w jednym. Góry przenoszę, ratuję świat od zagłady, zatrzymuję rozpędzone ciężarówki. Do tego jestem jak Koło Gospodyń Wiejskich - śpiewam, tańczę i rysuję ..... i gotuję. Ideał. Silna, zaradna, najlepsza. Do tego zawsze uśmiechnięta i wiecznie idąca do przodu, nigdy oglądająca się za siebie. Po prostu ideał. Ideał spełnienia, sukcesu i siły. A tymczasem coraz częściej czuję się jak James (sorry James, przyszedłeś mi do głowy, nie uzurpuję sobie niczego, po prostu patrząc na twoją twarz w Skyfall miałam momentami wrażenie, że wiem co czujesz). James, ten Skyfall ci zupełnie nie wyszedł. Zrobiłeś w nim z siebie mięczaka. Sponiewierany, zdezorientowany, zagubiony. Zmęczony. To tyle, co widać. Może było jeszcze gorzej, tylko ci te sceny podczas montażu wycięli? Daj spokój, taki silny facet, na którego liczy cały świat, a mazgai się jak baba? Stary, przestań się rozczulać i użalać nad

F.O.C.H. poranny

Na zły humor M. natknąć się w poniedziałkowy poranek - poczucie winy posiadać przez długie godziny - twierdzi wróżka Benita... Benita musi być niezwykle przenikliwą kobietą, skoro jest w stanie tak bezbłędnie ocenić sytuację, do której dochodzi od czasu do czasu w porannej łazience... I w zasadzie ten poniedziałek, to taki bardziej symbol, niż poniedziałek rzeczywisty, aczkolwiek rzeczywiście - napotkać zachmurzonego M. właśnie w cudowny słoneczny poniedziałkowy poranek, to duuuuuuża rzecz. Duży dół, innymi słowy. Murowany. Na dzień cały. Aż M. przejdzie... M. - chmura gradowa. M. - milczący. M. - chmurny. M. - wrzeszczący. M. - wściekły z byle powodu. M. schodzący na zawał, kiedy za szybko włączy się wycieraczki i kropla wody spadnie na jego białą koszulę. M. mamroczący pod nosem niewybredne słowa pod adresem sprawczyni mokrych plam na tapicerce nowego auta. M... M... M.... W swoich wróżbach Benita nie skupia się na kobiecie M. Mówi dużo i dobitnie o M. Kobiety M. jakoś w tej op

Żulerka

Dzielnicowa żulerka ławkowa, powinnam zasadniczo napisać. To ja! Spędziłam dziś część wieczoru siedząc na ławce pod naszym klonem, czytając świeżo kupiony mojej 14-leniej córce kryminał i popijając ukradkiem z butelki zimne czerwone lamrusco. Czyli zasadniczo żulerka, ale taka bardziej importowana. I nie czuję się w ogóle winna, bo tak naprawdę to zostałam do tego zmuszona! Bo pozostawiona sama sobie przez cudowne okolicznosci przyrody, nie wiedząc jak uczcić dany mi zupełnie wolny, okrutnie upalny i cudownie samotny piątek, doszłam do wniosku że najlepiej zrobić to, co niemoralne, aspołeczne i niewarte naśladowania. Zasadniczo nie było tego dużo - poranna gazeta do kanapki i kawy, kosmetyczka, nowa bielizna, podejście do butów, zupa rybna z Marianem w porze lunchu, poobiednia drzemka, znów podejście do butów, pudrowo różowy sweterek, 2KC dla Mariana na jutrzejszy poimprezowy zgon, wędzone brzuszki z łososia wyjadane palcami z papieru, w który były zawinięte, nowy podkład do twarzy, ra

Marian

Kim jest Marian? Marian to normalny, przeciętny facet. Pełnokrwisty. Rasowy. Młody. Ambitny. Zaradny. Czysty. Pracowity. Z niezwykłym poczuciem odpowiedzialności. Gładki. Śliczny. Niezwykły. Pachnący. No ciacho po prostu :). Usta Marian ma cudowne. Miękkie, przeważnie lekko wilgotne, stworzone do całowania i podgryzania. Ale nei zawsze Marian chce być całowany. W zasadzie, to reglamentuje swoją całuśność do chwil, kiedy ona sam ma na to ochotę... Bo Marian, mimo zwodliwej powierzchownosci, to czterystuprocentowy Marsjanin. Marian potrafi dać w kość tak bardzo, że czasami zastanawiam się, czy nie rzucić wszystkiego w cholerę... Ale te jego usta... szkoda mi, piękne są i takie miękkie...